W Kruszynianach mieszka zaledwie 160 osób. Ta maleńka wieś podlaska położona jest na obrzeżach Puszczy Knyszyńskiej, 5 km od granicy z Białorusią. Od czasów króla Jana III Sobieskiego jedna z trzech osad tatarskich na tych terenach. Walczący w wojsku polskim‚ w ramach zaległego żołdu, otrzymali ziemie w Kruszynianach‚ Bohonikach‚ Nietupach i częściowo w Nieżanach.
W wiosce tylko dwie rodziny są tatarskiego pochodzenia. Jeszcze dwa lata temu mogło się wydawać‚ że Kruszyniany pozostaną tylko miejscem dorocznych spotkań tatarskiej społeczności przyjeżdżającej tutaj i do Bohonik na nabożeństwa odprawiane w zabytkowych meczetach z okazji Święta Ofiar (tur. Kurban Bajram) i na zakończenie ramadanu.
I być może tak by się stało, gdyby nie rodzina Bogdanowiczów. Pani Dżenneta‚ mieszkająca z mężem i córkami w pobliskim Supraślu‚ odziedziczyła rodzinny dom w Kruszynianach. Niewielką chatę drewnianą w środku wsi, pełną wspomnień z dzieciństwa. Trudno podjąć decyzję o sprzedaży ojcowizny‚ a chętnych do zakupu też nie było‚ bo nie są to tereny popularne wśród turystów.
Dżenneta z rodziną przyjeżdżała więc dalej na święta i tak jak kiedyś jej mama‚ po modlitwach w meczecie‚ zapraszała do domu bliskich i znajomych na poczęstunek. Razem z córkami szykowała tradycyjne potrawy‚ zgodnie z przepisami babci i mamy. Dla wielu biesiadników była to często jedyna okazja‚ by spróbować prawdziwych tatarskich smakołyków.
Wszyscy chwalili‚ prosili o jeszcze i niecierpliwie czekali na następne spotkanie. Z czasem Bogdanowicze doszli do wniosku‚ że można nakarmić nie tylko pielgrzymów‚ ale i turystów‚ którzy wędrując tatarskim szlakiem, są spragnieni i głodni. Wkrótce rozeszła się wieść‚ że u Tatarów w Kruszynianach można dobrze zjeść. Chętnych było coraz więcej i trzeba było przebudować wnętrze domu, by z nastaniem chłodniejszych dni zjeść w środku‚ a nie tylko na ganku.