– Obowiązkowym punktem obchodów jest pogoń za lisem – mówi „Rz” Roman Krzyżanowski, wiceprezes zarządu Ośrodka Sportów Konnych w Jaroszówce. – Potem rozpalamy ognisko i biesiadujemy.

Pogoń za lisem jest główną atrakcją Hubertusa obchodzonego wśród jeźdźców. Organizują ją nawet kluby jeździeckie dla dzieci, nazywając ją wówczas, tak jak w Szkółce Jazdy Konnej Hucuł w Myślenicach – małą gonitwą. Podczas tej pogoni ściga się konno tzw. lisa, czyli jeźdźca z lisim ogonem przypiętym do lewego ramienia. Ten, kto go zerwie, wygrywa. Wówczas powinny zagrzmieć fanfary, a zwycięzca ma prawo wykonać rundę honorową wokół miejsca pogoni. Za rok sam ucieka jako lis.

Kiedyś Hubertus był wspólnym świętem jeźdźców i myśliwych. Odbywały się ogromne polowania hubertowskie z zachowaniem szczególnie uroczystego charakteru, historycznych wzorów i ceremonii. Sprawdzano się na przykład w umiejętności rozróżniania znaczenia sygnałów myśliwskich. Polowanie hubertowskie wieńczyło sezon myśliwski. Mogło się odbywać 3 listopada, ale obchodzono je w dowolny weekend tego miesiąca.

Dziś ze stałych elementów Hubertusa wśród jeźdźców zachowały się oprócz pogoni za lisem palenie ogniska, gotowanie i jedzenie mięsnego bigosu oraz picie rozgrzewającej nalewki.