Klub Klimat, gdzie odbyła się ceremonia, a następnie koncert, pękał w szwach. Biletów nie było od dawna, a na jedyny występ Shortera w Europie przyjechali miłośnicy jazzu z kilku krajów i wielu polskich muzyków. Z pewnością było warto, Shorter bowiem, jakby uskrzydlony nagrodą, zagrał, jeśli nie lepiej niż rok temu w Warszawie, to na pewno odważniej.

Pierwszy utwór trwał, podobnie jak w Warszawie, ponad czterdzieści minut. O ile utworem można nazwać grupową improwizację czterech wybitnych muzyków: Shortera, pianisty Danilo Pereza, basisty Johna Patitucciego i perkusisty Briana Blade’a. Rytm rwał się, zmieniał tempo, krótkie frazy saksofonu rzadko układały się w melodie. Trudno było się doszukać harmonii, a jednak przez pierwsze pół godziny publiczność słuchała jak zaczarowana.

Nikt nawet nie odważył się nagradzać ciekawszych momentów brawami czy okrzykami, kichnąć ani głośniej westchnąć. Ale to napięcie musiało dać upust emocjom i w końcu pojawiły się to pojedyncze, to zbiorowe okrzyki zachwytu. Shorter zagrał muzykę przyszłości, która potrafi przekazać słuchaczom energię ze zdwojoną siłą.