Uzależnieni od potopu Made in China

By solidaryzować się z Tybetańczykami i ze sportowcami, którzy są pod presją opinii publicznej, każdy może zbojkotować produkty chińskie. Każdy może spróbować nie kupować ich do własnego domu. Czy to jest dzisiaj możliwe?

Aktualizacja: 27.03.2008 16:51 Publikacja: 27.03.2008 00:34

Fabryka zabawek w mieście Tianjin. Powstaje tu wiele więcej niż tylko 101 dalmatyńczyków

Fabryka zabawek w mieście Tianjin. Powstaje tu wiele więcej niż tylko 101 dalmatyńczyków

Foto: Reuters

Kiedy siedem lat temu zdecydowano, że Igrzyska Olimpijskie 2008 odbędą się w Pekinie, doskonale wiadome było to, co dzisiaj tak oburza: że władze tego kraju łamią prawa człowieka, okupują Tybet, zatrudniają dzieci i nie płacą więźniom, którzy stanowią najtańszą siłę roboczą w tym kraju.

Dzisiaj zwolennicy bojkotu pekińskiej olimpiady chcą ukarać sportowców, bo świat nie potrafi sobie poradzić z chińskim problemem. Zapominają jakby, że znacznie łatwiej byłoby Chińczykom obejść się bez świata niż światu bez nich. A w dodatku globalna gospodarka z każdym dniem jest od Państwa Środka coraz bardziej uzależniona.

Próby bojkotu chińskich towarów były podejmowane już wielokrotnie i jeśli kończyły się sukcesem, to zawsze był on drogo okupiony.

Sara Bongiorni, amerykańska dziennikarka i jej mąż postanowili przez rok nie kupować nic, co jest wyprodukowane w Chinach. – Nie miał to być protest – tłumaczy Sara – ale próba sprawdzenia, na ile jej pięcioosobowa rodzina jest uzależniona od globalnej gospodarki. Wyszło, że jest aż za bardzo. A próba zmiany nawyków konsumpcyjnych okazała się nadzwyczaj kosztowna. Sara przyznaje, że kilkakrotnie świadomie się poddała, kiedy indziej próbowała obejść złożone samej sobie przyrzeczenie. Dzieci szybko znudziły się zabawą wyłącznie niemieckim Playmobilem i duńskim Lego, chociaż obydwie firmy złamały się i niektóre modele również produkują w Chinach. Ale kiedy zamiast kilkunastu dolarów musiała zapłacić aż 70 za tenisówki dla czteroletniego syna, zwątpiła, czy ten eksperyment miał sens. Naturalnie że miał, bo Sara po jego zakończeniu napisała bestseller „Rok bez Made in China” i zgarnęła ponad milion dolarów, wygłaszając odczyty na konferencjach.

Jej brytyjska koleżanka załamała się po miesiącu. Jest na rynku dziennikarskim wolnym strzelcem, więc musi być stale pod telefonem. Nie mogła używać telefonu komórkowego i laptopa, teksty pisała w notatniku (Made in France za 15 funtów), dyktując je przez telefon (rachunek wzrósł z kilkunastu do 70 funtów miesięcznie). Straciła wiele szans na zarobienie pieniędzy, bo podczas rozmów z telefonu stacjonarnego nie działała automatyczna sekretarka.

Praktycznie niemożliwy jest bunt konsumencki. To prawda, z niektórych chińskich produktów można zrezygnować. W przypadku większości znacznie drożej zapłacimy za niechiński substytut. Często jednak nawet nie wiemy, że niektóre towary zawierają w sobie znaczący chiński wkład.

Dzisiaj rezygnacja z chińskiego importu oznaczałaby recesję nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i większości rozwiniętych krajów świata, inflacja wzrosłaby do dwucyfrowego poziomu, bo chińskie artykuły są bardzo tanie. Byłoby to również dotkliwe dla najbiedniejszych konsumentów, których na kupno drogich, niechińskich produktów najzwyczajniej nie stać.

Bojkot Chin to pewna kraksa światowej motoryzacji. Bo nie ma światowego koncernu samochodowego, który nie miałby tam swojej fabryki produkującej na miejscowy rynek. W tym kraju zaopatrują się producenci samolotów, bo i oni są uzależnieni. Tak samo jak i linie lotnicze wysyłające na chińskie trasy największe samoloty. A tamtejszy rynek towarów luksusowych rośnie szybciej niż jakikolwiek inny.

Na palcach można policzyć światowe firmy, które w celu obniżenia kosztów nie zdecydowały się na przeniesienie produkcji do Chin.

Wybronić się może przemysł kosmetyczny, bo luksusowa La Prairie z informacją „Made in China” mało którą wymagającą klientkę przekona. Ze względów logistycznych przez wiele lat nie produkował w Chinach hiszpański Inditex, właściciel marek Zara i Massimo Dutti. Początkowo miał tylko firmę dystrybucyjną w Hongkongu. Kiedy jednak się okazało, że Chinki uznały ubrania Zary za jeden z „najgorętszych produktów na rynku”, właściciel Inditeksu Amancio Ortega złamał się i zgodnie z filozofią firmy „produkcja blisko rynku” otworzył fabryki także w Chinach.

Sara i jej mąż postanowili nie kupować niczego wyprodukowanego w Chinach. Kiedy zapłaciła 70 dolarów za tenisówki dla syna, zwątpiła

Bronią się jeszcze hiszpańscy szewcy, zwłaszcza solidne rodzinne firmy, takie jak Farrutx z Majorki, Jaime Mascaro z Menorki, florenccy kaletnicy, szwajcarscy, włoscy i francuscy jubilerzy – Cartier czy Buccellatti. Przy ich produkcji liczy się tradycja i wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie. Dlatego też długo jeszcze oryginały szwajcarskich zegarków będą powstawały pod Bazyleą i Bernem i nadal będą kosztować po kilka tysięcy euro. Za ułamek tej kwoty można tylko kupić wierne kopie, ale to już produkty czysto chińskie. Z piractwem intelektualnym świat także nie może sobie poradzić.

Aby uświadomić zagrożenia związane z piractwem, zorganizowano w marcu w Brukseli wystawę podrabianych sprzętów. Hitem było czerwone ferrari P4, które w 1967 roku zmontowano tylko w trzech egzemplarzach.

Metka „Made in China” rzadko jest gwarancją najwyższej jakości. Nawet kiedy wyhaftowano na niej „Made with Love and Care in China”, na luksusowej odzieży rozczarowuje. Tak samo jak londyński misiek Paddington czy miniaturka piętrowego autobusu albo charakterystycznej czerwonej budki telefonicznej. Zresztą i londyńskie taksówki produkują Chińczycy. Za to jaka ulga, kiedy okazuje się, że kupowana w amerykańskim Saks Fifth Avenue podejrzanie tania koszula Ermenegildo Zegna jest uszyta w USA. Tyle że mięsista bawełna, pewnie także amerykańska, została już utkana w Chinach.

Firmy produkujące w Kraju Środka mają mnóstwo sposobów na ucieczkę od przyklejenia etykietki Made in China. Może to być sprzedaż pod własną marką. Producenci przetworów żywnościowych nie mają obowiązku informowania o tym, że dodają importowane z Chin składniki do płatków śniadaniowych, konserw mięsnych, przypraw. Masarze napychają kiełbasianym farszem importowane z Chin osłonki. Połowa soku jabłkowego sprzedawanego w USA pochodzi z Chin. – Sok jabłkowy kiepskiej jakości, najtańszy jest bardzo słodki – pomaga w identyfikowaniu producentów Johan Homberg, utytułowany barman świata.

Sami Chińczycy także mają swoje sposoby, aby ich kraj, jako miejsce produkcji, był jak najmniej widoczny. Często zamiast „Made in China” umieszczają napis „Made in PRC”, czyli wyprodukowano w Chińskiej Republice Ludowej, albo „Made in Transoceanic China”, czyli w Chinach Zamorskich.

Siedem lat temu największe światowe firmy biły się o kontrakty na status sponsora pekińskiej olimpiady. Zapaleniu znicza olimpijskiego w Atenach w Poniedziałek Wielkanocny (gwarancję, że nie zgaśnie daje elektroniczne urządzenie Samsunga) towarzyszyły protesty organizacji broniących praw człowieka. Ich przedstawiciele domagają się teraz od szefów Johnson & Johnson, Coca-Coli, GE, Omegi, Kodaka, Visy, McDonaldsa ujawnienia szczegółów umów sponsorskich. Dla nich bojkot transmisji telewizyjnych, nie mówiąc o bojkocie olimpiady, byłby finansową katastrofą.

Ten tekst napisany został na komputerze Apple (Assembled in China) i wysłany za pośrednictwem modemu Huawei Technologies (Assembled in China). Cytaty nagrano na dyktafonie Sony (Made in China). Krzesło, na którym siedziałam, miało napis Design and Quality of Ikea Sweden, zapewne więc było Made in China, bo gąbka z podłokietników od początku się wykrusza. Za to solidne jest sosnowe biurko – Made in Poland. Ubrana byłam w sweter i spodnie Made in Italy, kupione 12 lat temu. Po każdym praniu wyglądają jak nowe.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki d.walewska@rp.pl

Kiedy siedem lat temu zdecydowano, że Igrzyska Olimpijskie 2008 odbędą się w Pekinie, doskonale wiadome było to, co dzisiaj tak oburza: że władze tego kraju łamią prawa człowieka, okupują Tybet, zatrudniają dzieci i nie płacą więźniom, którzy stanowią najtańszą siłę roboczą w tym kraju.

Dzisiaj zwolennicy bojkotu pekińskiej olimpiady chcą ukarać sportowców, bo świat nie potrafi sobie poradzić z chińskim problemem. Zapominają jakby, że znacznie łatwiej byłoby Chińczykom obejść się bez świata niż światu bez nich. A w dodatku globalna gospodarka z każdym dniem jest od Państwa Środka coraz bardziej uzależniona.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Co nowego w kinach?
Kultura
Polsko-brytyjski sezon kulturalny. Szereg wydarzeń w obu krajach
Kultura
Maciej Wróbel nowym wiceministrem kultury i dziedzictwa narodowego
Kultura
Paszporty „Polityki”: Marek Koterski, ukarana hafciarka i demaskatorzy rosyjskich agentów
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Kultura
Zalana Łempicka w Muzeum Narodowym w Krakowie i wiele skarg pracowników na dyrektora
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego