Kiedy siedem lat temu zdecydowano, że Igrzyska Olimpijskie 2008 odbędą się w Pekinie, doskonale wiadome było to, co dzisiaj tak oburza: że władze tego kraju łamią prawa człowieka, okupują Tybet, zatrudniają dzieci i nie płacą więźniom, którzy stanowią najtańszą siłę roboczą w tym kraju.
Dzisiaj zwolennicy bojkotu pekińskiej olimpiady chcą ukarać sportowców, bo świat nie potrafi sobie poradzić z chińskim problemem. Zapominają jakby, że znacznie łatwiej byłoby Chińczykom obejść się bez świata niż światu bez nich. A w dodatku globalna gospodarka z każdym dniem jest od Państwa Środka coraz bardziej uzależniona.
Próby bojkotu chińskich towarów były podejmowane już wielokrotnie i jeśli kończyły się sukcesem, to zawsze był on drogo okupiony.
Sara Bongiorni, amerykańska dziennikarka i jej mąż postanowili przez rok nie kupować nic, co jest wyprodukowane w Chinach. – Nie miał to być protest – tłumaczy Sara – ale próba sprawdzenia, na ile jej pięcioosobowa rodzina jest uzależniona od globalnej gospodarki. Wyszło, że jest aż za bardzo. A próba zmiany nawyków konsumpcyjnych okazała się nadzwyczaj kosztowna. Sara przyznaje, że kilkakrotnie świadomie się poddała, kiedy indziej próbowała obejść złożone samej sobie przyrzeczenie. Dzieci szybko znudziły się zabawą wyłącznie niemieckim Playmobilem i duńskim Lego, chociaż obydwie firmy złamały się i niektóre modele również produkują w Chinach. Ale kiedy zamiast kilkunastu dolarów musiała zapłacić aż 70 za tenisówki dla czteroletniego syna, zwątpiła, czy ten eksperyment miał sens. Naturalnie że miał, bo Sara po jego zakończeniu napisała bestseller „Rok bez Made in China” i zgarnęła ponad milion dolarów, wygłaszając odczyty na konferencjach.
Jej brytyjska koleżanka załamała się po miesiącu. Jest na rynku dziennikarskim wolnym strzelcem, więc musi być stale pod telefonem. Nie mogła używać telefonu komórkowego i laptopa, teksty pisała w notatniku (Made in France za 15 funtów), dyktując je przez telefon (rachunek wzrósł z kilkunastu do 70 funtów miesięcznie). Straciła wiele szans na zarobienie pieniędzy, bo podczas rozmów z telefonu stacjonarnego nie działała automatyczna sekretarka.