Rz: Sądząc po liczbie ludzi w sklepach ogrodniczych‚ ogrodnictwo staje się naszym narodowym hobby. Czy Polacy lubią się już grzebać w ziemi tak jak Anglicy i Holendrzy?
Wojciech Grąbczewski: Aż tak jeszcze nie‚ ale rzeczywiście zainteresowanie ogrodami jest ogromne. Z wielu powodów. Przestrzeń uliczna jest u nas zapuszczona. Ludzie chcą od niej uciec i wydzielić sobie kawałek własnej‚ gdzie nie będą musieli patrzeć na brzydotę. Przyjechali do mnie znajomi z Łotwy i Estonii i pytali‚ czy u nas nie istnieje funkcja artysty miejskiego.
W Warszawie istnieje specjalista od estetyki Tomasz Gamdzyk‚ który uważa‚ że od stawu dotleniacza z kaczkami w mieście lepszy jest skwer z pomnikiem i klombem pośrodku. A holenderscy specjaliści od przestrzeni miejskiej‚ którzy przyjechali do Warszawy, dziwili się‚ po co u nas w miejskich parkach grabi się liście. Przecież w przyrodzie liście nie są grabione.
Nie jestem fanem wszystkich poczynań Joanny Rajkowskiej‚ ale akurat dotleniacz mi się podoba. Co do liści – to rozumiem‚ że są grabione w parku. Ktoś mógłby się na nich poślizgnąć. Ale walczyć z sąsiadem‚ bo parę listków z jego drzewa spadło na nasz nieskazitelny trawnik to absurd. Zresztą dla wielu ludzi grabienie liści to bardzo przyjemna czynność.
Pan lubi grabić?