Reklama

Festiwal piosenki we wspomnieniach uczestników

Publikacja: 21.05.2009 15:18

Festiwal piosenki we wspomnieniach uczestników

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Zborowski Bar Bartłomiej Zborowski

[srodtytul]Irena Dziedzic (wypowiedź dla „Rzeczpospolitej” z 2003 r.)[/srodtytul]

Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie wymyślił dyrektor Pagartu Szymon Zakrzewski. Pierwszą edycję prowadziły dwie pary prezenterów – jedna z laureatek konkursu „Przekroju” „Piękne dziewczęta na ekrany” Zofia Słaboszowska z Lucjanem Kydryńskim oraz Mieczysław Voit i ja.

Mieczysław był znanym i wybitnym artystą dramatycznym. Pierwszego dnia pomaszerowaliśmy na próbę przez całe miasto. Następnego dnia powiedział do mnie: „Pójdziesz sama, nie będę prowadził ulicami śledzia na wstążce”. Prawdopodobnie chodziło o to, że mijane osoby nie patrzyły wpierw na aktora, ale na telewizję. Odnotowałam już wtedy sześciolecie „Tele-Echa”, którym weszłam do telewizji.

Prowadziłam pierwszy, drugi i trzeci festiwal wspólnie z Lucjanem Kydryńskim, po czym wyjechałam do Stanów Zjednoczonych. Tak się złożyło, że do 1968 r. nie było mnie w Sopocie. W czasie mojej nieobecności występowały różne panie, wśród nich prezenterka telewizji włoskiej Renata Mauro sprowadzona z wielkim hukiem za 1,5 tysiąca dolarów za koncert. Tyle płacono nam z panem Lucjanem, ale w złotych.

Porażającą informacją, którą Włoszka zaserwowała oniemiałej z zachwytu publiczności, było to, że specjalnie na sopocki koncert zmieniła sobie fason nosa. Kiedy w 1968 r. wróciłam do Sopotu, uznałam za stosowne przedstawić się widzom. Znaleźli się tacy, którzy policzyli minuty braw: 8,5. Na wejście! W latach 1977 – 1980 cztery koncerty Interwizji prowadziłam już sama. Zdaniem Macieja Szczepańskiego Dziedzicówna miała starczyć za dwoje.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Jerzy Gruza[/srodtytul]

Reżyserowałem blisko 30 edycji festiwalu, który został pomyślany jako impreza przeciwstawiająca się komercji w muzyce. Miał promować piosenkę wartościową zarówno ze Wschodu, jak i Zachodu. Zdarzały się manifestacje polityczne, jak np. protest Johna Daysa przeciw wojnie w Wietnamie.

Później próbowano uczynić z festiwalu koło zamachowe przemysłu fonograficznego. W konkursach zagraniczni wykonawcy śpiewali polskie piosenki, łamiąc sobie języki na oryginalnych refrenach bądź ściągając słowa z mankietów i wewnętrznej części dłoni.

Prezesowi Radiokomitetu Maciejowi Szczepańskiemu udało się zdobyć olbrzymie środki i impreza była realizowana z gigantycznym rozmachem. Echa docierały na Zachód. Było też o niej głośno w ZSRR. Można wręcz mówić o radzieckim kompleksie Sopotu. Dlatego Rosjanie przysyłali nam największe gwiazdy. Wśród nich była Ałła Pugaczowa. Wygrała jeden z konkursów pamiętną piosenką o królu.

Organizatorzy mieli z artystką pewien kłopot, bo choć to Rosjanka, postrzegano ją jako osobę kontestującą radziecki system, niemal opozycjonistkę. Otrzymałem polecenie, żeby zbytnio nie eksponować Pugaczowej. O bisach nie było nawet mowy. Tymczasem Ałła została znakomicie przyjęta, a po kolejnym wyjściu na bis na oczach milionów interwizyjnych telewidzów przeżegnała się.

Koncert odebrano jako manifestację, a mnie i realizatorom transmisji obcięto za karę honorarium. Mniejszy problem mieliśmy z przypadkowymi artystami radzieckimi. By nie drażnić lwa, otrzymywali różnego rodzaju nagrody pocieszenia, nawet PTTK.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Maryla Rodowicz[/srodtytul]

Festiwal był wielkim wydarzeniem. Cała Polska zasiadała przed telewizorami i oglądała.W 1977 r. występowałam w konkursie Interwizji, śpiewałam m.in. „Kolorowe jarmarki”. Stawką był mały fiat, podówczas marzenie wielu Polaków, dostępny tylko na talony. Jarmarkową inscenizację piosenki, którą ostatecznie wygrałam nagrodę publiczności, wymyśliłam razem z moim kolegą z ekipy technicznej Adamem Galasem, obecnie menedżerem Perfectu, człowiekiem bardzo towarzyskim i zabawnym.

Występowałam podówczas w „Szalonej lokomotywie” w krakowskim Teatrze STU i mistrz z tamtejszej pracowni przygotował mi klatkę na ptaki. W ostatnim momencie przed koncertem przyleciała nad morze samolotem. Zamówiłam też na scenę „podwórkową” maszynę do ostrzenia noży. Gołębie pożyczyliśmy od sopockiego gołębiarza.

W konkursie śpiewała również Helena Vondrackova, z którą bardzo się przyjaźnimy. Wygrała tamtego wieczoru jedną z nagród. A potem udałyśmy się na bankiet do hotelu Grand. Impreza zakończyła się oglądaniem wschodu słońca. Bawiliśmy się tak dobrze, że na plaży zgubiłam kluczyk do wygranego fiata. Spięty z bursztynowym brelokiem został szczęśliwie znaleziony przez jednego z bankietowiczów. Malucha musiałam sprzedać: przed festiwalem kupiłam wspaniałe czerwone porsche i musiałam je spłacać jeszcze pół roku po festiwalu.

[i]notował Jacek Cieślak[/i]

Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Patronat Rzeczpospolitej
„Biały Kruk” – trwa nabór do konkursu dla dziennikarzy mediów lokalnych
Kultura
Unikatowa kolekcja oraz sposoby jej widzenia
Patronat Rzeczpospolitej
Trwa nabór do konkursu Dobry Wzór 2025
Kultura
Żywioły Billa Violi na niezwykłej wystawie w Toruniu
Reklama
Reklama