[b]Rz: Jak dotąd żadna z polskich restauracji nie otrzymała gwiazdki w przewodniku Michelina, ale wielu naszych szefów kuchni myśli o tym wyróżnieniu. Czy warto o nie zabiegać?[/b]
[b]Michel Roux:[/b] Należy gotować dla siebie i dla gości restauracji, a nie dla przewodnika. Inspektorzy Michelina to dla mnie klient jak każdy inny. No dobrze, wyjątkowo dobry klient, bo stołuje się anonimowo dziesięć do dwunastu razy w roku i sam reguluje rachunek. Przewodnik Michelina to prestiżowa publikacja. Ja sam zawsze gotowałem wyłącznie dla własnej przyjemności i według własnego gustu. Nie sądzi pani chyba, że wielcy śpiewacy operowi śpiewają dla publiczności! Oni śpiewają dla samych siebie. Z moim gotowaniem jest tak samo.
[b]Czy zatem wyróżnienie przez Michelina przyniosło panu realne korzyści?[/b]
W 1974 r. mój brat Albert i ja byliśmy pierwszymi w Wielkiej Brytanii, którzy otrzymali gwiazdkę w tym wydawnictwie, ale niewiele to wówczas znaczyło. Przewodnik nie był wówczas w Anglii znany. Od 22 lat moja restauracja Waterside Inn utrzymuje trzy gwiazdki i muszę przyznać, że teraz siła tego przewodnika jest ogromna. Wszyscy wiedzą, że można na nim polegać i że nie można do niego trafić za łapówkę. Poza tym coraz więcej ludzi podróżuje tropem gastronomicznym. Ja najchętniej wybieram restauracje jednogwiazdkowe. One oferują doskonałe jedzenie w rozsądnej cenie i bez przytłaczającej oprawy.
[b]Eleganckie restauracje zwykle cechuje teatralność i luksus. Czy można stworzyć „gwiazdkową” restaurację bez ogromnych inwestycji?[/b]