Tu, w Nowej Szkocji, za starych czasów homar był chlebem ludzi gorzej sytuowanych. Bernise Goodick, żona rybaka w podeszłym wieku, pamięta lata szkolne, kiedy kromka z homarem chętnie była wymieniana na pajdę z masłem orzechowym. – Gorzej sytuowani? – uśmiecha się Bernise. – Homar to było po prostu coś dla ludzi biednych.
[srodtytul]Od baru do baru[/srodtytul]
Randy, 45-letni rybak, nauczył się zawodu od swojego ojca. Kiedy zaczyna się sezon na homara (trwa od 20 kwietnia do połowy lipca), ze swoim pomocnikiem Dalem o piątej nad ranem wypływają małym kutrem z portu.
Licencja rybaka kosztowała jeszcze 15 lat temu 100 tys. dolarów kanadyjskich, czyli ok. 70 tys. euro. Dziś Randy otrzymałby za swoją od 350 do 500 tys. dolarów, ale nie jest tym zainteresowany. Lubi to, co robi.
Jest starym wyjadaczem, zna miejsce dość blisko brzegu, gdzie można złapać szczególnie wyrośnięte sztuki. Mało kto zapuszcza się tak blisko wybrzeża jak on, ponieważ jest to jak taniec pomiędzy podwodnymi skałami.