Tegoroczne występy Madonny i Radiohead sprawiły, że niewiele już zostało największych gwiazd, które nie gościły w Polsce. Wciąż są jednak wykonawcy, których przyjazd wywołałby sensację.
W rozmowach ze wszystkimi liczącymi się producentami koncertów powraca nazwisko Paula McCartneya, jedynego żyjącego i stale koncertującego eksbeatlesa, jednocześnie najbogatszego artysty świata. Za jego show trzeba zapłacić nawet ponad 3 mln euro. Gwarantuje jednak widowisko najwyższej klasy. W tym roku była szansa, żeby zawitał do Polski i zaśpiewał w Stoczni Gdańskiej z okazji 20-lecia czerwcowych wyborów. Decyzje w sprawie koncertu podejmowała Kancelaria Premiera Donalda Tuska i uznała, że zamiast występu jednego artysty warto pokazać wielu. Zamiast McCartneya przyjechali do Gdańska Kylie Minogue i The Scorpions. Wieczór w historycznej stoczni przeszedł bez echa, mimo że budżet imprezy wynosił 15 mln zł.
Obecnie nie wiadomo, czy któraś z firm koncertowych zdecyduje się sprowadzić liverpoolczyka. W dobie kryzysu finansów publicznych trudno liczyć na wsparcie rządu albo samorządów. A bez tego bilety musiałyby być niezwykle drogie – nawet po kilkaset złotych.
[srodtytul]Coldplay w... Pradze[/srodtytul]
– Wydatki na kulturę są teraz cięte w miastach o 20 – 25 procent i myślę, że to się odbije na organizacji wielu koncertów i festiwali – uważa Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Art, organizator Heineken Open'er Festival i Coke Live Music Festival.