Miałem kilkanaście lat. Kolega ze szkoły dostał od brata z Anglii składankę Milesa, kilka utworów filmowych i kilka z sesji „Kind of Blue”. Wiedział, że ja mam świetną płytę Armstronga, i zaproponował mi zamianę. Nie znałem wtedy nagrań Davisa. Coś obiło mi się o uszy, kiedy słuchałem audycji Willisa Conovera w Głosie Ameryki, ale kiedy posłuchałem płyty, od razu wpadłem w świat Milesa. Wiedziałem, że to jest to. Wyczekiwałem każdej następnej, śledziłem wiadomości o nim. Ponieważ byliśmy odcięci od świata, informacje były skąpe i wyrywkowe. Wydawało mi się, że jest strasznym skurczybykiem. Potem zrozumiałem, że zachowując się arogancko, chce się odizolować od świata. Żeby nikt się nie dowiedział, jaki jest naprawdę.
[b]A jaki był? Dowiedział się pan prawdy o nim?[/b]To był człowiek z wielkim sercem, otwarty dla przyjaciół.
[b]Czy brzmienie grupy Constellation, ostatniej, jaką pan utworzył w Polsce przed emigracją do USA, było inspirowane elektrycznymi zespołami Milesa Davisa?[/b]
Tak, ale tylko częściowo. Dmuchanie w saksofon spowodowało problemy ze zdrowiem. Coraz częściej sięgałem po skrzypce. Granie jazzu na skrzypcach jest bardzo trudne, jeśli nie chce się być byle jakim, tanim muzykiem. Postanowiłem poeksperymentować z free-jazzem, który coraz bardziej mnie ciekawił, i muzyką współczesną. Wykonywałem utwory Schaeffera i Pendereckiego na Warszawskiej Jesieni. Miałem tam swoje partie improwizowane. To były nowe nurty, ale doszedłem do wniosku, że jeśli nie ma rytmu, tej jazzowej duszy, przestaje mnie to interesować. Dlatego sięgnąłem po elektryczne skrzypce i na bazie jazzowego rytmu zacząłem tworzyć nową muzykę. Nie mogłem grać ciągle akustycznej. Uważałem i nadal uważam ją za wtórną. Kiedy pojawił się jazz fusion, czyli elektryczny, znalazłem nową formę wypowiedzi. Nie mogłem stać w miejscu.
[b]Wasza muzyka od razu spodobała się w Ameryce?[/b]
To było zaskakujące, ale tak. Po naszym koncercie promocyjnym płyty „Fusion” w Ambasadzie Polskiej w Nowym Jorku przy Madison Avenue prezenter telewizji NBC powiedział, że to najciekawsze brzmienie z Europy od czasu Rolling Stonesów. Jak to usłyszałem, prawie zapadłem się pod ziemię. Pomyślałem, że to ogromny ciężar dla jazzowego zespołu z Polski.