Mknące przez pustynię motocykle, rajdówki, quady i ciężarówki – w czasie Rajdu Dakar kilkaset pojazdów przetacza się przez polne drogi i bezdroża argentyńskich i chilijskich pustkowi. Dlaczego bogaty deweloper z Polski ryzykuje złamanie karku podczas takiej imprezy? Zwykle wydaje swoje pieniądze dla mołojeckiej chwały i przyjemności pojawienia się na mecie. Jednak jaki jest powód, dla którego racjonalni do bólu księgowi poważnych koncernów ładują ciężką kasę w uczestnictwo w podobnej zabawie? Ile wynosi jej budżet? Kwot nie chce zdradzić nawet Mitsubishi, które ze sportowych imprez wycofało się dwa lata temu.
– Wydatki ponoszone na projekt stanowią tajemnicę handlową koncernu – tajemniczo mówi dyrektor wykonawczy ds. marketingu PKN Orlen Leszek Kurnicki. Dodaje jedynie, że budżet Orlen Team jest planowany w zależności od celów przyjętych na dany rok i nie jest identyczny w każdym okresie. Powszechnie jednak wiadomo, że rajdy są niezwykle drogie. Samo wpisowe na Dakar to 13 500 euro od zawodnika. Dwuosobowy zespół z samochodem osobowym płaci 30 000 euro, natomiast liczniejszy – w ciężarówce – wyda 40 000 euro. Z samych opłat wpisowych organizator Rajdu Dakar, spółka A.S.O., zgarnia 10 mln euro.
Jeszcze więcej trzeba wydać na przygotowanie aut zawodników. Rajdowy wicemistrz Polski Tomasz Kuchar, który startował m.in. w Hyundaiu WRC, tłumaczy, że rajdówki to produkcja jednostkowa, podobnie jak prototypy, więc ceny są porównywalne. Startujące w Mistrzostwach Świata auto WRC kosztuje około miliona euro. Trzeba pamiętać, że żaden zespół fabryczny nie buduje jednego auta. Na swój ostatni Dakar Mitsubishi przygotowało cztery pojazdy. W poprzednich 25 latach jechało od jednego do czterech samochodów fabrycznych.
Do wyprodukowania bolidów zatrudniani są najlepsi fachowcy. W Citroen Racing pracuje 200 osób (w zespołach F1 jest tysiąc zatrudnionych). Są to spece od silników, skrzyń, zawieszeń, elektroniki.
– Sami wykonujemy dużo części i montujemy samochody, ale nie mamy np. własnej odlewni – przyznaje rzecznik prasowy Citroen Racing Marek Nawarecki. Mimo dwóch sponsorów (Total i Red Bull) inwestycje Citroena w sport są bardzo duże. Budżety rajdowych teamów, jak np. VW, BMW, Subaru, szacowane są na kilkanaście milionów euro. Fabryczny zespół Volkswagen Team wydaje od 20 do 25 mln euro na start w Rajdzie Dakar. Za te pieniądze team kupuje i utrzymuje auta. Do tego trzeba doliczyć wydatki na media. – Nasz budżet to promile wydatków zespołów fabrycznych, a wyniki mamy niewiele gorsze, bo jesteśmy w czołówce rajdów – mówi dyrektor Orlen Teamu Filip Dąbrowski. – Nasze osiągnięcia są sukcesem nie tylko sportowym i wizerunkowym, ale także finansowym, bo zapewniają lepszą rozpoznawalność marek Orlen i Verva oraz większą sprzedaż produktów – uważa. Jak podkreśla Tomasz Kuchar, kupić auto to nie sztuka, znacznie trudniej jest je utrzymać. Silnik wytrzymuje 1000 kilometrów, skrzynia biegów ledwie połowę tego dystansu. Sam wkład skrzyni biegów (koła zębate i wałki) to wydatek rzędu 50 000 zł, a kompletna przekładnia może kosztować nawet cztery razy tyle. Za pełen zestaw czterech wyczynowych amortyzatorów trzeba zapłacić 50 000–80 000 zł. Na rajd potrzeba 20–25 opon, każda po 1200 zł netto. Natomiast paliwo kosztuje 30 zł brutto za litr. Płaci się od niego podatek VAT, bo według polskich przepisów podatkowych rajdówka jest samochodem osobowym, więc VAT od paliwa uiścić trzeba. Tymczasem spalanie wyczynowego auta dochodzi do 100 l/100 km. Tomasz Kuchar uważa, że sport samochodowy to finansowy worek bez dna. Tu można wydać naprawdę każde pieniądze. Jeżeli budżet jest zasobniejszy, kupuje się kolejne komponenty, które zespół może testować. Chociaż części są podobne, to minimalne różnice między nimi mogą skrócić czas przejazdu jednego kilometra na przykład o 0,1 sekundy, a w rezultacie dać lepsze miejsce na mecie.