Reklama

Soulowa wirówka bez końca

Pomysłowa Janelle Monáe mogłaby pchnąć współczesny soul na nowe tory. Jednak wciąż gra w drugim planie

Aktualizacja: 05.10.2010 17:17 Publikacja: 28.07.2010 01:01

Soulowa wirówka bez końca

Foto: Rzeczpospolita

Płyta „Archandroid” świetnie się zaczyna: po nastrojowej fortepianowej suicie natychmiast rusza wirówka. Kłopot w tym, że wokalistka nie pozostawia chwili na oddech.

[wyimek][link=http://empik.rp.pl/the-archandroid-monae-janelle,prod57988442,muzyka-p]Zobacz na Empik.rp.pl[/link] [/wyimek]

Już dwie pierwsze piosenki – „Dance or Die” i „Faster” – pokazują innowacyjne podejście. Janelle próbuje nietypowych rytmów, finezyjnie połamanej narracji – pędzi przez wersy jak sprinter przez płotki. Zmienia tempo, precyzyjnie reguluje puls recytacji i melodii. Słucha się tego z przyjemnością, bo Janelle bawi się muzyką, żeby uzyskać oryginalny efekt. Do tanecznych bitów dorzuca soczyste gitarowe solówki.

Doskonale czuje się, ożywiając zapomniany niemal doo-woop, jedną z wczesnych odmian soulu, w której najważniejsze były wokale – jeszcze dość prymitywne, wzmocnione wyraźną perkusją. Gdy w refrenie „Faster” pogania samą siebie: „Szybciej, powinnam biec szybciej”, tylko prowokuje – w soulu nie da się śpiewać prędzej.

W pogodnej funkowej „Locked Inside” jest więcej miejsca na snującą się lekko melodię i romantyczne zwrotki. Piosenka płynie poza czasem – skomponowana tradycyjnie, brzmi jak nowość sezonu. Inspirowana rhythmandbluesowymi brzmieniami lat 50. „Tightrope” działa jak elektryzujący dreszcz. Gdybyśmy tylko umieli zatańczyć ją jak bywalcy „klubów dla kolorowych” pół wieku temu.

Reklama
Reklama

Janelle wędruje, gdzie jej się podoba. Kto lubi albumy spójne i uporządkowane, będzie rwał włosy z głowy. Bo po szalonych tańcach trzeba szybko uspokoić oddech i oddać się słodkiej „Oh, Maker” czy „Suite III”, które pasowałyby do filmowych romansów z lat 60. Gwałtownych zawirowań jest 18 – tyle, ile piosenek na płycie.

I właśnie ta „klęska urodzaju” nie pozwala rozbłysnąć talentowi Janelle. Podobnie jak Erykah Badu, Monáe nie ma ochoty układać swojego świata. Panujące na krążku pomieszanie jest dowodem jej twórczej swobody, ale może wpędzać w konfuzję. Za dużo się dzieje, trudno wychwycić sens.

Janelle chciała tą płytą powiedzieć o sobie wszystko, za jednym zamachem pokazać pełen wachlarz możliwości. To strategia żółtodzioba, pierwszoligowi muzycy nagrywają krótsze albumy i nigdy nie odkrywają kart. Janelle zapomniała, że niedosyt publiczności służy długowieczności artystów.

Słabością Monáe jest też jej głos – ładny, ale pozbawiony charyzmy. Wokalistyka to filar soulu, nie da się jej zastąpić nawet błyskotliwymi zabiegami muzycznymi.

[ramka]

Janelle Monáe

Reklama
Reklama

[b]The Archandroid[/b]

Warner, 2010[/ramka]

Płyta „Archandroid” świetnie się zaczyna: po nastrojowej fortepianowej suicie natychmiast rusza wirówka. Kłopot w tym, że wokalistka nie pozostawia chwili na oddech.

[wyimek][link=http://empik.rp.pl/the-archandroid-monae-janelle,prod57988442,muzyka-p]Zobacz na Empik.rp.pl[/link] [/wyimek]

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Reklama
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Reklama
Reklama