Budzi się wcześnie, ale nie z brzaskiem dnia. Jej podopieczni mają wszędzie blisko, więc nie muszą się zrywać o świcie. Kiedyś zresztą więcej spieszyło się do pracy. No i byli obcy, którzy bez zgody korzystali z ciepłej miejscówki na schodach, rano będąc nieraz powodem zamieszania. Chociaż i oni ją czasami rozbawiali. Na przykład, kiedy budzeni przez stróża o piątej mówili: „Za wcześnie, proszę mnie obudzić o wpół do szóstej”. Tak czy inaczej ucieszyło ją odrestaurowanie klatki i zamontowanie na trojgu swoich drzwi domofonów. Teraz jej ludzie schodzą rano po marmurze i bez lęku, że się o kogoś potkną.
Jej atrakcyjność wzrosła także za sprawą nowych, którzy otworzyli knajpkę. Ciepłą i przyjazną. Tu starsi przyjaciele, którzy się nie spieszą, mogą wypić poranną kawę, zjeść coś smacznego, spokojnie pogawędzić o dawnych czasach.
Poranny gwar najbardziej jednak słychać na podwórku. To tradycyjna przedwojenna studnia, więc dźwięki się niosą, że ho, ho. Stukanie garnków, brzęk talerzy, pospieszne rozmowy... Gdyby była jak inne, poruszenie trwałoby krótko i zaczęłoby się znów dopiero pod wieczór. Ale ona jest wyjątkowa.
[srodtytul]Studnia osobliwości[/srodtytul]
Cały dzień ma zajęty. Przychodzą do niej ludzie, którzy pamiętają ją z dawnych lat, ale i młodzież z dalekiego kraju, której przewodnicy chcą opowiedzieć o jej historii. Irytuje ją to niekiedy – to prawda. Ale raczej tylko wtedy, gdy ktoś nie zdaje sobie sprawy z akustyki studni i do opowieści używa megafonów. W dni powszednie daje się to jakoś z trudem znieść. Ale w niedzielę o 8 czy 9 rano? Okropność.