Proszę nie podawać! Pies sam wyskoczy za balustradę i przyniesie dysk – oznajmia przez megafon Darek Radomski, koordynator zawodów Dog Chow Disc Cup 2010. Zanim jeszcze skończy zdanie, występujący przed publicznością pies wraca na arenę. Z dyskiem w zębach.
Latający talerz to nieodzowny atrybut każdego z ponad 60 czworonogów startujących w finałach zawodów. To najlepsi z najlepszych. Na Pole Mokotowskie zjechali nie tylko z Polski, ale Czech, Niemiec czy Węgier.
– Sport ten w założeniu nie jest skomplikowany. Polega na chwytaniu przez psa latającego dysku – mówi Radomski, który jest jednym z czołowych propagatorów dogfrisbee w Polsce.
To stosunkowo młoda, bo licząca pięć lat dyscyplina. Moda przyszła z USA, gdzie początek dał jej przypadkowy rzut metalową formą do wypieku ciasta.
– Popularność dogfrisbee nieustannie wzrasta, bo to doskonały sposób na pogłębianie relacji z psem – uważa Radomski i dodaje, że to sport dla każdego. – Już po kilku tygodniach przygotowań można startować w prostych konkurencjach.