Nie inaczej było z wyprawą Jana Franciszka Galaup de la Perouse’a, wysłanego przez Ludwika XVI w celu znalezienia przejścia północnego. Żeglarz miał wpłynąć na Pacyfik, dotrzeć do Alaski i Kamczatki. „Zaiste, gdyby Francja mogła prowadzić handel futrami, kupować je od mieszkańców lodowatych okolic i odsprzedawać Chińczykom, którzy je bardzo sobie cenią, wówczas bilans Towarzystwa Indyjskiego byłby wyrównany”.
Francuski król uważał, że przychody z handlu futrami są porównywalne z obrotami uzyskiwanymi przez wielkie spółki stworzone do eksploatacji bogactw Indii oraz Dalekiego Wschodu. Futrami handlowali Hiszpanie, Amerykanie i przede wszystkim Rosjanie. W dobrym roku polowanie na Syberii przynosiło 0,5 mln wiewiórek, 100 tys. soboli i dziesiątki tysięcy czarnych lisów. W połowie XVI wieku dochody państwa z handlu futrami były rekordowo wysokie – 100 tys. rubli, czyli ok. 10 proc. przychodów skarbu. W XVIII wieku spadły o połowę, a rosyjscy myśliwi i handlarze w poszukiwaniu zwierząt futerkowych dotarli na Alaskę. Także słabo zaludniona Ameryka niosła ze sobą obietnicę wielkich zysków na handlu futrami, które były (obok ryb) podstawowym dobrem transportowanym z Ameryki. Zaletą futer był niski koszt pozyskania oraz łatwość sprzedaży zarówno jako surowca, jak i gotowego wyrobu. Szczególnie popularne były skóry z bobra. Gdy Francja miała Quebec, zdominowała ten handel i produkcję. Wyspecjalizowała się w szyciu czapek i futer, eksportowała je na cały europejski kontynent. Transportem zajmowała się flota holenderska.
Drugim wielkim przemysłem, o którym pamiętał Ludwik XVI, dając pieniądze na wyprawę, było wielorybnictwo. Wielorybi olej służył do oświetlenia i smarowania, fiszbiny wykorzystywał przemysł odzieżowy. Dopiero Ignacy Łukasiewicz wynalazł metodę rafinacji ropy naftowej i dzięki niemu zapotrzebowanie na wielorybi olej zaczęło po 1860 roku spadać. Olej ten uchodził za najlepsze paliwo do lamp – w przeciwieństwie do łoju i rozpuszczonego w alkoholu kamfenu nie śmierdział i czysto się spalał. Był jednak drogi. W 1786 roku tona oleju wielorybiego kosztowała we Francji 43 ludwiki. Przeciętnie z dobrych połowów statek przywoził ponad 100 ton oleju, więc inwestycja zwracała się co najmniej w dwójnasób. Połowy należały do bardzo udanych, jeśli w dwa lata 40 osób zabiło 40 wielorybów. Za zarobione pieniądze mogli się utrzymać przez dwa lata. Z przeciętnego wieloryba po przerobie zostawało m.in. do 50 baryłek oleju. Nic dziwnego, że w okolicach łowisk dochodziło do regularnych bitew między chroniącymi wielorybników okrętami wojennymi Wielkiej Brytanii, Holandii i Francji. Wielorybnicy poszukiwali łupu najpierw na morzach północnych, głównie w pobliżu Spitsbergenu, następnie flotylle przeniosły się na południowy Atlantyk. W 1784 roku Londyn miał na południowych łowiskach 15 statków, w 1790 roku już 60. W latach 1793 – 1799 średniorocznie 60 wielorybniczych statków z Londynu łowiło wieloryby na południowym Atlantyku.