Biorąc pod uwagę odległości, wysiłek i niebezpieczeństwa, jakie czyhają po drodze – nawet wytrawny podróżnik, zaopatrzony w stosowny sprzęt i urządzenia do nawigacji, większość z tych wypraw uznałby za szaleństwo. Tyle tylko, że zwierzęta nie mają wyboru: migracje są dla nich warunkiem przetrwania.
Żyjącym w Afryce antylopom gnu sygnał do wymarszu daje susza. Będą ścigać życiodajny deszcz: pokonają prawie 500 km, trasę wiodącą przez Kenię i Tanzanię. Najwięcej niebezpieczeństw czyha na młode. Pięć z sześciu cieląt nie wytrzyma trudów tej podróży – padną łupem drapieżników. Ale prawdziwa rzeź czeka je, gdy stado dotrze do rzeki Mara. W miejscu przeprawy czekają wygłodniałe aligatory.
Ostre racice antylop nie wystarczą, żeby obronić się przez ostrymi zębami i żelaznym uściskiem potężnych szczęk gada. Jednych ani drugich nic nie powstrzyma – woda jak co roku o tej porze zabarwi się na szkarłatny kolor. Prawa natury są bezwzględne. Ale najsilniejsze i mające najwięcej szczęścia osobniki przeżyją. I wrócą w porze deszczowej na zielone równiny Serengeti, skąd rozpoczęły swoją morderczą wędrówkę.
Z podobną determinacją w niesamowitą podróż wyruszają każdego roku przepiękne, czerwone motyle monarchy. Lecą z Meksyku do Kanady. Droga jest długa – tak bardzo, że nie wystarczy na nią jednego krótkiego życia motyla. Do punktu przeznaczenia dotrze dopiero czwarta generacja. Nagrodą będą narodziny superpokolenia, które wróci do Meksyku i będzie tam zimować.
Takich fascynujących historii twórcy „Wielkich migracji” znaleźli dziesiątki. Najciekawsze trafiły do liczącej siedem odcinków serii. To największe tego rodzaju przedsięwzięcie w dziejach National Geographic. Realizacja trwała prawie trzy lata, filmowcy przemierzyli z kamerą wszystkie kontynenty – w sumie ponad 670 tys. kilometrów.