Z założenia i w kontrze do panującej mody nie miałam i nie mam konta na portalu społecznościowym facebook.com. Nie chcę być obywatelką tego trzeciego pod względem liczebności państwa świata (ponad 500 milionów użytkowników, za rok ma mieć miliard). Kraina, w której kreuje się wizerunek za pomocą odpowiednio dobranego zdjęcia i garści informacji typu „jestem fanką fotografii Man Raya, Heideggera i Louisa Malle, a regularne newslettery otrzymuję z CSW” – nie nęci mnie. Fakt, że dla niektórych odpalenie strony facebook.com jest pierwszą czynnością co rano (choćby po to, by podlać swoje rośliny hodowane w popularnym, wirtualnym, fejsbukowym ogrodzie) – dziwi. I choć rozumiem argumenty znajomych, że w tym wirtualnym serwisie otrzymują pakiet informacji o wszystkim, co ich interesuje (aktualne wystawy, repertuar kin, ogłoszenia o ciekawej pracy) – zaproszenia, by dołączyć, odrzucam.
Facebook.com okazuje się jednak wyjątkowo nachalnym portalem społecznościowym. Na wszelkie możliwe adresy e-mailowe, a najwięcej na służbowy, obok zaproszeń przychodzą informacje typu „lista osób, które możesz znać”. Skąd fejsbuk wie, że raz w życiu spotkałam kolegę X (na urodzinach u koleżanki Y), a więc potencjalnie mogę go znać, i wysyła mi informację, że kolega ten ma profil na facebook.com.
Oczywiście można w takich przypadkach wciskać regularnie delete. Opróżniać z zaproszeń również trash. I uznać potyczkę z namolnością portalu za zakończoną. Gdy jednak z jednej strony odpierasz atak, portal flankuje z drugiej. „Połącz się przez Facebook, możesz być na bieżąco z tym, co się dzieje u Twoich znajomych bez wychodzenia z Poczty!” – informuje dymek przy poczcie tlen.pl! Lista osób, które lubią i polecają teksty z „Rzeczpospolitej” na www.rp.pl, też dostępna jest tylko na facebook.com.
W fejsbukowym świecie funkcjonują już niemal wszystkie agencje PR i rzecznicy prasowi. Poza wspomnianym serwisem Michelin, aktualnych informacji proponują szukać tam także kuratorzy wystaw, agenci literatów i muzyków.
Niedawno stołeczny urząd miasta ogłosił konkurs na wielki mural z wizerunkiem Chopina. Miał ozdobić jedną ze ścian na Powiślu – w dzielnicy, w której mieszkam. Wybór projektu należał do internautów. Nie mogłam współdecydować, bo głosowanie odbywało się oczywiście na www.Facebook.com/fryderykwwarszawie.