Dlaczego w Polsce literaturę dziecięcą i młodzieżową traktuje się niepoważnie?
Nie wiem. W Szwecji, we Francji, w Japonii, Korei, również w Niemczech ma ona wysoką rangę. A w Polsce faktycznie panuje na ten temat zmowa milczenia. Duńczycy przeznaczają na twórczość dla dzieci 25 proc. budżetu Ministerstwa Kultury, wątpię, czy minister Zdrojewski z podniesionym czołem podałby informację, w jaki sposób wspiera twórczość dla dzieci i sztukę dla dziecka i ile procent swojego budżetu na nią przeznacza. Poza tym zapewne wielu uważa, że zajmowanie się w jakikolwiek sposób dziecięcością jest infantylne. Nie udało nam się też chyba wytworzyć tradycji, powszechnego zainteresowania książką dla dziecka, pospolitego ruszenia w tym kierunku. Ale są symptomy dobrych zmian: książki dla dzieci nagradza się w Nagrodzie Literackiej Warszawy. Podobnie jest z Nagrodą Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Książek.
A propos lekceważenia twórczości dla dzieci inna ciekawa rzecz: Szwedzi, którzy literaturze dziecięcej poświęcają bardzo wiele uwagi, badania w tej dziedzinie traktują priorytetowo, a w prasie codziennej recenzują każdy nowy tytuł, jednak – ku zdumieniu świata – nie zdobyli się na to, by przyznać Nagrodę Nobla Astrid Lindgren.
Co by pan radził rodzicom kompletnie zagubionym wśród setek nowych, kolorowych propozycji dla dzieci? Widziałam ich bezradność na ostatnich targach książki w Warszawie. Jak wybierać?
Czasem myślę, że łatwiej złowić złotą rybkę w bezkresie oceanu, niż znaleźć dobrą książkę dla dziecka w tsunami miernoty. A zła książka wyrządza bardzo wiele szkód: dziecko, a już szczególnie nastolatek, po szeregu nietrafionych lektur gotów powziąć mniemanie, że nie ma głupszej i nudniejszej czynności niż czytanie książek. Rodzice zwykle nie mają nawet kogo się poradzić, bo księgarze wielkich sieci udzielają wskazówek nie na podstawie własnej wiedzy czy lektur, lecz za pośrednictwem komputera, który podpowiada, co sprzedać. Radziłbym kupować bez pośpiechu, z namysłem. Listę tytułów wedle wieku czytelnika rekomenduje Fundacja ABC XXI, a listy tytułów nagradzanych przez różne grona rzeczoznawców – Polska Sekcja IBBY.
—rozmawiała Monika Janusz-Lorkowska
Marta Konior - SIW Znak
Skąd pomysł, by właśnie teraz Znak wyodrębniał Emotikona – nowe wydawnictwo dla dzieci i młodzieży?
Marta Konior:
To oczywisty kierunek rozwoju dla dużego wydawcy – pozwala dotrzeć do nowego czytelnika i zaistnieć w nowym segmencie rynku, który zyskuje na znaczeniu.
Redakcja literatury dziecięcej i młodzieżowej w wydawnictwie Znak działała od 2002 r. Wydawaliśmy takie hity, jak „Mikołajek" czy „Koszmarny Karolek", oraz książki artystyczne i edukacyjne: „Kto kogo zjada", „Alfabet". Chcemy zwiększyć wachlarz tytułów.
Jest duże zapotrzebowanie na lektury obyczajowe. W ubiegłym roku wydaliśmy tom historyjek o niegrzecznych chłopcach, czyli „Jaśki" dla dzieci w wieku 8 – 12 lat. To był bestseller, co pokazuje, że dobra literatura wsparta mocną kampanią promocyjną ma szansę na rynku, a dzieci – uwielbiają czytać.
Rodzice lubią sięgać po klasykę, pozycje sprawdzone, kojarzące im się z własnym dzieciństwem, i po edukacyjne. To niezaprzeczalnie ważny trend. Emotikon przygotował ofertę i dla przedszkolaków, i dla dzieci starszych w postaci zeszytów z grami i zabawami edukacyjnymi z bohaterami takimi, jak Boleki i Lolek czy Koszmarny Karolek.
Nie lada wyzwaniem jest oferta dla młodzieży. Tu trendy zmieniają się szybko. Książka musi jeszcze mocniej konkurować z filmem i innymi rozrywkami. Za sprawą sagi „Zmierzch" rynek literatury młodzieżowej zyskał na znaczeniu. Większość wydawców ma w swojej ofercie „mroczne" powieści. Nasze plany wydawnicze dla tej grupy zdradzimy jednak dopiero jesienią.
Książki staramy się wydawać równocześnie w wersji tradycyjnej i elektronicznej. Nowa seria o Bolku i Lolku w wersji na urządzenia mobilne jest dostępna od 19 maja na platformie Woblink. Wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom dzieci, które chcą książek interaktywnych i rodziców, dla których wygodne jest zgromadzenie atrakcyjnej dla dziecka literatury w jednym urządzeniu i zabranie jej w podróż.