Do lat 90. nawiązywaliście z Emade na wielu płytach. Późniejsza muzyka już nie miała na ciebie takiego wpływu?
Kiedy masz 16 czy 17 lat, ona jest czymś więcej niż zbiorem dźwięków. Staje się ważnym przeżyciem, sposobem identyfikacji, buntem estetycznym. Na mnie i Emade podziałała tak, że odłożyliśmy gitary i zajęliśmy się komputerami. Moje poczucie starzenia wzmacniają bieżące problemy. Staramy się, by nasz nowy singiel był grany w radiach, ale jest odrzucany. W Trójce nie znalazł się na playliście.
Stacja, w której prowadzisz autorską audycję, nie chce grać twojej muzyki? Dlaczego?
Nie wiem, decyduje o tym dziesięcioosobowa komisja. Słyszałem już argument, że rap nie powinien się pojawiać w radiu. Po 30 latach istnienia tego gatunku na świecie i 15 latach w Polsce na hip-hopie wciąż ciąży stereotyp muzyki głupiej, prymitywnej i wulgarnej. To idiotyczne. Od dziesięciu lat gramy z bratem koncerty dla pełnych sal, sprzedajemy płyty.
Internet wynagradza wam niechęć tradycyjnych mediów?
Jest świetnym narzędziem. Nikt w sieci nie mówi, czy piosenka wystarczająco szybko wpada w ucho. Bezpośrednio docieram do zainteresowanych. Szkoda, że Internet opanował trend na nowinki, zmiany stylu czy sposobu ubierania się. Wydaje mi się to wykreowane, nieprawdziwe. Kiedy słuchałem Rage Against The Machine, czułem, że ich nagrania to chęć pokazania „gołej dupy" wszystkim wokół. Teraz piosenka jest gadżetem, ma pasować do iPoda, iPada albo Facebooka. Silny jest fetysz stylistyki Beatlesów, czyli harmonii i ładnych piosenek. Wszystko to bardzo sentymentalne i uładzone. A my większą część płyty nagraliśmy na żywo. Zależało nam, żeby uzyskać surowe brzmienie, szum kasety.