Reklama

Przyjemne, wręcz egzotyczne brzmienie gitar

„Living Things” to najnowszy album Linkin Park, który już okupuje czołówki światowych list przebojów

Publikacja: 11.07.2012 12:32

Linkin Park, living things, Warner Music Polska CD, 2012

Linkin Park, living things, Warner Music Polska CD, 2012

Foto: Rzeczpospolita

Kiedy Amerykanie przyjechali do Polski miesiąc temu, by zagrać jedyny koncert na Orange Warsaw Festival, losy nowej płyty były niepewne.

Zobacz na Empik.rp.pl

Poprzednia była znakomita, miała świetne recenzje – tymczasem wyniki sprzedaży krążka okazały się słabe. Grupa, która od dekady wyznacza nowe trendy pop-rocka, znalazła się na fonograficznym zakręcie. Oczywiście, zawsze można tłumaczyć niepowodzenia kryzysem płyty kompaktowej, jednak formacji, która kasuje powyżej miliona dolarów za wieczór – nie wypada. Zresztą Adele pokazała, że to tylko słabe wymówki.

Linkin Park nie muszą ich stosować. CD „Living Things" zadebiutował na pierwszym miejscu „Billboardu", sprzedając się w tydzień w 223 tys. egz.

– Zaczęliśmy nagrywać jeszcze podczas poprzedniego tournée, ponieważ trwające dwa lata koncerty mogą doprowadzić do szaleństwa nawet najbardziej stonowaną osobę – powiedział wokalista Chester Benningston. – Nie śpiewamy o wielkiej polityce, tylko o międzyludzkich relacjach. Z tego powodu nadaliśmy płycie tytuł „Living Things".

Reklama
Reklama

Na szczyty światowych list przebojów wywindował album przebój „Burn It Down". Wehikułem muzycznego motywu jest taneczny wręcz beat perkusji. W zestawieniu z gitarami wywołuje przyjemne, egzotyczne wrażenie. Chester Benningston śpiewa o paradoksalnej naturze człowieka, który z jednej strony chce budować i piąć się do nieba, z drugiej zaś niszczy i upada.

Świetny teledysk przypomina rentgen – pokazuje muzyków, jak unoszą się na wyżyny swoich talentów, a chwilę potem wyziera z nich śmierć – stają się kościotrupami.

Najodważniejszą kompozycją na płycie jest „Lies Greed Misery". Tym razem role wokalistów się odwróciły. Mike Shinoda podaje tekst zdecydowanie, lecz bez agresji, za to Benningston oscyluje na granicy histerii, gdy jego głos splata się z przesterowanymi dźwiękami gitar i perkusji.

„Victimized" zaskakuje elektronicznym punkiem. „I'll Be Gone" to popis w ulubionym stylu Linkin Park – jest podniośle, jakby za chwilę miała zdarzyć się globalna katastrofa. Muzycznej nie ma. Amerykanie mogą być spokojni: jeszcze długo pośpiewają o końcu świata.

Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama