Karolina Wigura: Retoryka liberalna wszędzie jest w odwrocie. Hilary Clinton zasłynęła określeniem siebie jako „bardziej progresywnej niż liberalnej". W Polsce Donald Tusk pisał niedawno o porzuceniu idei liberalizmu, bo „jednostka jest ważniejsza niż jakakolwiek idea czy doktryna". Dlaczego tak się dzieje?
Timothy Garton Ash:
Pierwszy powód to zmiana klimatu międzynarodowego. Jeszcze dwie dekady temu Francis Fukuyama wieszczył koniec historii, twierdząc, że wobec liberalnej demokracji nie ma alternatywy ideologicznej. Takiej, która miałaby znaczenie transnarodowe, przyciągałaby ludzi z innych państw. Dziś wiemy, że się mylił. Taka alternatywa istnieje i jest nią chiński kapitalizm autorytarny, nazywany przez niektórych leninowskim. To model atrakcyjny nie tylko dla władców Państwa Środka, ale i dla rządzących krajami rozwijającymi się, na przykład w Afryce – zwłaszcza od czasu rozpoczęcia kryzysu kapitalizmu zachodniego w 2008 roku. Żyjemy w świecie coraz bardziej postzachodnim. Cały międzynarodowy porządek liberalny, który budowaliśmy po 1945 roku, wraz z ONZ, Powszechną Deklaracją Praw Człowieka, jest zagrożony. Jesteśmy w defensywie.
A drugi powód?
Zachodni multikulturalizm. Samo pojęcie uważam za szkodliwe. Choć gdy mowa o rzeczywistości – multikulturalizm istnieje. W Polsce nie ma go jeszcze, ale wystarczy, że pojedziemy do Londynu – on jest multikulturalny. Wobec tego obowiązkiem liberalnego państwa jest zapewnienie wolności słowa i równości wobec prawa każdemu człowiekowi z osobna, niezależnie od reprezentowanej przez niego kultury czy religii. W praktyce dochodzi jednak do konfliktów. W Szwajcarii odbyło się ostatnio referendum dotyczące tego, czy przy tamtejszych meczetach można budować minarety. Odpowiedź była negatywna. To kompletny absurd, bo przecież prawo budowania świątyń jest podstawą wolności wyznania! Także dyskusje o hidżabach, karykaturach, o sztukach teatralnych, którym zarzuca się, że są zagrożeniem terrorystycznym – to wszystko wzbudza ogromne negatywne emocje. Taki jest społeczny klimat. Z obu punktów widzenia, zachodniego i globalnego, brakuje spokojnej dyskusji nad tym, co w liberalnym społeczeństwie ma pierwszorzędne znaczenie, czego należy bronić za każdą cenę, a gdzie można pozwolić sobie na kompromis i negocjacje.