Marilyn Monroe - jubileusz

Kiedy ona zaśpiewała, że diamenty są najlepszymi przyjaciółmi dziewczyny, wszyscy prawdziwi mężczyźni gotowi byli ofiarować jej te błyskotki – pisze Monika Małkowska

Publikacja: 04.08.2012 01:02

Marilyn Monroe - jubileusz

Foto: materiały prasowe

Czy to magia amarantowej sukni z kokardą opinającej sylwetkę największej seksbomby Hollywoodu lat 50.? Marilyn Monroe nie ma wśród żywych od pół wieku, lecz ta kreacja z filmu „Mężczyźni wolą blondynki" (1953 rok) przetrwała.

Zobacz na Empik.rp.pl

Cena uwielbienia

Dwa lata temu została sprzedana w kalifornijskim domu aukcyjnym Profiles in History za niebagatelną kwotę 310 tysięcy dolarów. Jednak najdroższą suknią świata wylicytowaną na aukcji okazała się biała, superobcisła suknia, w której piękna blondynka wyśpiewała Johnowi Kennedy'emu życzenia: „Happy Birthday, Mr. President". Ten niewielki kawałek materiału zakupiony został za 1,27 mln dolarów - co zdarzyło się w Nowym Jorku w 1999 roku.

Zobacz galerię zdjęć

W ogóle, pamiątki po MM idą jak woda. Sofa, na której polegiwała podczas sesji terapeutycznych; tablica z odciskami jej stóp; flakonik perfum Chanel No. 5 oraz łóżko, w którym kładła się „ubrana" tylko w ten zapach. Znalazł się nawet amator roentegenowskiego zdjęcia płuc panny Normy Jeane (bez gruźlicy).

Odchył od normy? Idiotyczny fetyszyzm? Skąd, zlaicyzowana tradycja relikwii. Kiedyś różne elementy ciał świętych lub skrawki ich szat - rzeczy z pozoru bezwartościowe, nawet obrzydliwe - umieszczano w bajońsko drogich relikwiarzach ze złota i szlachetnych kamieni. A amerykańska gwiazda jest współczesną świętą. Ofiarą sławy i filmowego biznesu. Jej kult nie tylko nie słabnie od półwiecza - przeciwnie, przybiera na sile. Było jasne, że półwiecze, które w tym roku upływa od jej śmierci 5 sierpnia, przyniesie kolejną falę „marilynizmu" .

Rocznicę wyprzedził film „Mój tydzień z Marilyn", w którym tytułową rolę powierzono Michelle Williams (światowe premiera - październik 2011, polska - luty 2012). Na okoliczność śmiertelnego „jubileuszu" wydano też kilka książek jej poświęconych (m.in. „Fragmenty. Wiersze, zapiski..."; „Marilyn Monroe i Arthur Miller") oraz albumy ze zdjęciami (foto-biografia „Metamorfozy. Marilyn Monroe". No i zadedykowano jej rozliczne wystawy.

Realistyczny portret w nierzeczywistych barwach

Pierwszy oddał jej hołd Andy Warhol. Wkrótce po odejściu MM stworzył  serię trzynastu grafik, które, podobnie jak bohaterka, stały się kanonem sztuki współczesnej i doczekały się niezliczonych przeróbek, pastiszów, naśladownictw.

Król pop-artu bezbłędnie wyczuł moment i temat: sławna aktorka po śmierci awansowała z pozycji gwiazdy do statusu ikony. Jako materiałem wyjściowym Andy Warhol posłużył się zdjęciem z filmu „Niagara", następnie odrealnił fotografię nieprawdziwymi, jaskrawymi kolorami. Znamienne, że cykl liczący kilkanaście wariantów barwnych opiera się tylko na jednym wizerunku. Bo masowa kultura nie potrzebuje nowości, lecz opiera się na multiplikowaniu powszechnie znanych wizerunków. Taka mentalna kalkomania, zgodnie z zasadą inżyniera Mamonia: "Lubię tylko te piosenki, które znam". A trudno było o fizjonomię równie popularną, jak twarz Marilyn. Jakże wszystkim drogą, w każdym sensie - jedną z serigrafii („Orange Marilyn") sprzedano w Christie's za 16,3 mln dolarów, zaś za wariant cytrynowy - za 15 mln. Pomyśleć, że w 1962 roku serigraficzne konterfekty podkolorowanej blondynki kupowano za 250 dolarów...

Jak zostać gwiazdą

Śmierć (według niektórych samobójcza, zdaniem innych - ukartowana prze FBI) sprawiła, że w świadomości wszystkich MM pozostała na wieki wieków piękna i młoda. Ale gdyby żyła?... Przecież nie zachowałaby by wspaniale ukształtowanego ciała ani dziewczęcej buźki. Jak wyglądałaby w wieku 70 i więcej lat?

Wizualnej spekulacji podjął się polski artysta Andrzej Dragan. Trzy lata temu, podczas 6. Biennale Fotografii w Poznaniu, jego „Stara Marilyn" powiększona do rozmiarów billboardu zdobiła ścianę Galerii Arsenał. No, niezbyt przyjemny widok: mocno nieświeży dekolt, szminka podkreślająca zmarszczki nad ustami, mocne błękitne cienie na pomarszczonych powiekach, blond farba na siwych włosach. Żałosne. Ale z dużej odległości i przy krótkim wzroku ta pani wciąż wydaje się atrakcyjna. Co ważniejsze, nawet dalekowidze bezbłędnie rozpoznawali ten wizerunek. Bo jego podstawowe elementy weszły do kanonu, ba, stały się atrybutami gwiazdy wszech czasów. Pieprzyk na lewym policzku, czerwone, lekko rozchylone wargi, półprzymknięte powieki ze sztucznymi rzęsami i najważniejsze - głowa w platynowych lokach.

Tyle wystarczy, żeby ucharakteryzować każdego na MM. Płeć nie gra roli, mężczyźni też bez trudu wcielają się w postać seksownej blondynki. Kto nie wierzy, niech spojrzy na kreacje (artystyczne) rosyjskiego twórcy posługującego się pseudonimem Vladislav Mamyshev-Monroe. Czterdziestodwulatek z Moskwy od kilku lat realizuje fingowany fotograficzny pamiętnik, w którym występuje pod postacią Marilyn Monroe - stąd ksywka.

Nie on jeden sięga po taką mistyfikację. Starszy od niego o 18 lat Yasumasa Morimura, japoński twórca i drag queen, upodabnia się do kultowych postaci z dzieł sztuki i div ekranu, od Saskii Rembrandta do autoportretu Fridy Kahlo; od Marleny Dietrich do MM.

Te transformacje wcale nie służą zabawie, lecz refleksjom na temat złudzeń. Ten wątek podjęła również Katarzyna Górna. Do cyklu barwnych zdjęć „Marilyn" pozowali jej znajomi płci obydwojga. Wystarczyła odpowiednio ufryzowana peruka i mocny makijaż, a już było wiadomo, że chodzi o gwiazdę, która dowiodła, że „mężczyźni wolą blondynki".

Skandal pod spódnicą

A kult nóg MM! Znane z najsłynniejszego kadru komedii zatytułowanej „Słomiany wdowiec". Rok 1955, Marylin staje na kracie wentylacyjnej metra; podmuch ciepłego powietrza unosi plisowaną spódniczkę jej sukienki wysoko, nieprzyzwoicie wysoko - co pozwala podziwiać zgrabne łydki i ponętne uda aktorki w całości. Plus to co powyżej - czyli bielizna. W latach 50. wystawienie na widok publiczny majtek uchodziło za skandal. Ale MM bynajmniej się nie peszy. Przeciwnie, z lubością powtarza scenę, igrając z niesforną spódniczką.

Ten moment zauważa mało znany fotograf Arthur Felling, pseudo Weegee, Żyd galicyjski ze Złoczowa, amerykański emigrant od 1909 roku. Pionier fotoreportażu, także jeden z pierwszych paparazzich, robi serię fotek, które obiegają świat. I oto rodzi się symbol seksu lat 50. - Marylin Monroe w podwianej kiecce.

Seria zdjęć „nad wentylatorem" zapoczątkowała współpracę Weegee'go z Marilyn Monroe. Dziś każda z odbitek uzyskuje na aukcjach krociowe sumy, podobnie jak prace Berta Sterna z ostatniej sesji MM. A biała sukienka? Też kultowa. W ubiegłym roku wystawiła ją na internetową aukcję 79-letnia aktorkę Debbie Reynolds. Ciuszek wylicytowano do 4,6 mln dolarów, czyli prawie 13 mln zł.

Czy to magia amarantowej sukni z kokardą opinającej sylwetkę największej seksbomby Hollywoodu lat 50.? Marilyn Monroe nie ma wśród żywych od pół wieku, lecz ta kreacja z filmu „Mężczyźni wolą blondynki" (1953 rok) przetrwała.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"