Nie wierzył, by aktor mógł odmienić czyjeś życie

80 lat temu urodził się wybitny aktor Michał Pawlicki. Ostatnią rolą, nad którą pracował, był Kryspus w "Quo vadis". Ciężka choroba zmusiła go do opuszczenia planu filmowego w Tunezji. Już więcej nań nie powrócił. Zmarł w 2000 roku

Publikacja: 29.09.2012 01:01

Fragmenty tekstu z archiwum magazynu Tele

- Ciągle trzeba się z czymś zmagać, szukać od nowa - mówił kilka miesięcy przed śmiercią. Bardzo długo nie dawał się namówić na rozmowę, ponieważ uważał, że nie ma nic nadzwyczajnego w poznawaniu ludzi. Także - aktorów.

Wolał obserwować życie mrówek

- Kiedyś czytałem małe książeczki w białych okładkach: "Ledóchowska", "Modrzejewska", "Kotarbiński", "Królikowski" - serię z życiorysami aktorów. Dzisiaj w ogóle nie sięgam po taką lekturę. Wolę obserwować życie mrówek - idealna organizacja, jasność celu. Z jakiego powodu mam się zajmować legendą, plotką? Czy poznanie życia artysty ma mnie zbliżyć do jego dzieła? Wystarczy mi jego dzieło - całkowicie niezależne od jego życia. Poza tym jest coś fascynującego w tym, że nie wiem wiele o życiu artysty, który mnie interesuje, że ma on jakąś swoją tajemnicę. Jest takie malowidło na wazie greckiej - zmęczony aktor. Nie wiem o nim nic. Tylko tyle, że był godny pędzla. I nie mogę od niego oderwać oczu.

Książeczki z życiorysami czytałem, gdy niecierpliwie chciałem zgłębić pytanie: jak? Nie otrzymałem odpowiedzi. Za to zaczęły się mnożyć pytania, jedno pociągało za sobą drugie. A w pewnej chwili nagle - po upływie lat - okazało się, że istnieje właściwie tylko jedno ważne pytanie - "jakie jest to słowo znane wszystkim ludziom, mamo?" - pytał Joyce i też nie otrzymał odpowiedzi.

Myślę, że świat, w którym się urodziłem i żyję - jest nie do życia. Bo choć czujemy się na nim wygnańcami, to jednak dane nam jest czasem wielkie szczęście uczestnictwa w tym przemijającym widowisku. Wtedy odczuwam, że życie ma jakieś przesłanie, którego wcale nie muszę pojąć.

Dzieciństwo szczęśliwe, ale krótkie

Michał Pawlicki urodził się siedem lat przed wojną w rodzinie inteligenckiej w Warszawie. Po powstaniu 1944 przebywał z matką w Pruszkowie i Piastowie. Ojca zabili Niemcy.

- Moje dzieciństwo było szczęśliwe, pełne miłości i ciepła. Ale krótkie. Przyszła wojna i mordowała po kolei wszystkich, których kochałem - z wyjątkiem mojej matki. Nie wiem, czy jako aktor czerpię z tamtych doświadczeń - być może. Studenci, z którymi pracuję w PWSTFiTV, kiedy analizuję jakiś tekst o śmierci czy o takim cierpieniu, które wydaje się nie do wytrzymania, pytają mojego asystenta: "skąd on to wie?". Więc coś w plecaku niosę. Kiedyś myśleliśmy - jeszcze w szkole aktorskiej - że trzeba starać się powiększać bagaż doświadczeń, że to potrzebne w zawodzie. Nie trzeba. Wszystko przychodzi samo, bo życie nam nie szczędzi przeżyć, a nawet nimi szafuje na prawo i lewo. Kiedyś prof. Henryk Modrzewski powtórzył mi słowa Osterwy: "Żeby zagrać Don Juana, wcale nie trzeba mieć tysiąca kobiet. Można zagrać Don Juana przez tęsknotę". To było jak olśnienie - nowy motor twórczego działania.

Nie cierpię opowiadać o tym, jak to się stało, że zostałem aktorem. Nie marzyłem o tym od dziecka, nie recytowałem wierszyków, życzliwa pani polonistka nie namawiała mnie, nie wabiły światła rampy. Nic z tego. Ja nawet do matury - żyjąc po powstaniu w małym miasteczku - nie miałem prawdziwego kontaktu z teatrem. "Faust", "Wesołe kumoszki" w tym teatrze, który był na miejscu hotelu Victoria, "Pociąg widmo" w wykonaniu jakiegoś amatorskiego teatrzyku z Koluszek - to mi się bardzo podobało. Egzamin wstępny zdawałem na wydział lekarski. Zdałem dobrze, ale nie przyjęto mnie "z braku miejsc". Szła za mną zalakowana koperta dołączona do moich dokumentów. Nie cierpię o tym mówić. W każdym razie sądziłem, że nie będę mógł studiować. I wtedy przypadkiem dowiedziałem się o dogrywce egzaminacyjnej w łódzkiej PWSA - jeszcze wtedy tylko aktorskiej. Pojechałem. Zdałem. Po ostatnim egzaminie kazano mi się zgłosić do jakiegoś urzędu. Obejrzała mnie przystojna, ruda, energiczna pani - do dziś nie wiem, kto to był i po co tam byłem. Widocznie koperta na drugą turę egzaminów nie dotarła. Zostałem przyjęty. Pamiętam tylko, że byłem szczęśliwy. Mogłem pokazać matce legitymację studencką szkoły - wydawało mi się - elitarnej. No i wtedy zapachniało teatrem. Wiosennie, różanie, bo młodzieńczo. Jeszcze nie wiedziałem o kolcach.

Chciał wiedzieć, jak to się robi

Studia aktorskie Michał Pawlicki ukończył w 1954 roku. 15 lat później na warszawskiej PWST rozpoczął studia na wydziale reżyserii.

- Po prostu w pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że niewiele wiem. Nie czytałem "Ulissesa", "Doktora Faustusa", nie słyszałem o Fergussonie, Szondim, Chiaromonte. Wydawało mi się też, że mało umiem. A lubiłem się uczyć - więc zacząłem to robić. Roiły mi się w głowie nowe pomysły. To prawda - wykraczające poza aktorstwo, ku reżyserii oczywiście. Chciałem wiedzieć, jak to się robi. Poza tym w pewnym okresie życia, kiedy świadomość jest pełniejsza - aktor zaczyna reżyserować siebie. To normalny proces - choć nie wszystkich dotyczy.

Zaraz po studiach Michał Pawlicki zaangażował się do łódzkiego Teatru Nowego. Po dziewięciu latach przeprowadził się do Warszawy, do Teatru Polskiego. Potem były jeszcze inne warszawskie teatry.

- Miałem to szczęście, że nie pracowałem nigdy w złym teatrze. Zaczynałem "moje życie w sztuce" w Teatrze Nowym w Łodzi. Te niezapomniane lata były czasem terminowania, dojrzewania, pierwszych sukcesów i pierwszych klęsk pod okiem dyrektora Kazimierza Dejmka. W pewnej chwili Dejmek objął Teatr Narodowy i skończyło się z dnia na dzień. Wszystko trzeba było porzucić, bo się zamieniało w legendę, mit. Martwiało. Nie ma w tym nic tragicznego. Tragiczne jest, jeżeli ktoś trzyma się kurczowo czegoś, co już nie istnieje.

W ostatnim okresie życia pracował w Teatrze Narodowym u Jerzego Grzegorzewskiego.

Drzewo zasadził, domu nie wybudował

Przez trzy lata, począwszy od 1978 roku, Michał Pawlicki był dyrektorem i kierownikiem artystycznym Teatru Śląskiego im. S. Wyspiańskiego w Katowicach.

- Mówi się, że każdy mężczyzna w swoim życiu musi zasadzić drzewo i wybudować dom. Drzewo zasadziłem, domu nie wybudowałem. Ale ta energia budowlana gdzieś we mnie tkwiła, bo zdecydowałem się wtedy na rzecz karkołomną. Przejąłem teatr w stanie katastrofalnym - do całkowitego remontu, bez repertuaru... I czy się to podoba tym, którzy szukają dziury w całym, czy nie - pozostaje faktem, że wyremontowałem scenę, wyposażyłem ją w nową aparaturę oświetleniową, nowiutką widownię. Opuszczając teatr, pozostawiłem siedem czy osiem sztuk w repertuarze, scementowałem zespół, który wraz ze mną "dźwignął" ryzyko wystawienia "Wesela", no i - wybudowałem dom - Małą Scenę, która służy teatrowi do dziś. Mówię o tym po raz pierwszy od dwudziestu lat.

Michał Pawlicki przez wiele lat był wykładowcą w PWSTFiTV w Łodzi.

- Pracuję w szkole z radością i satysfakcją. Ale właściwie nie uczę. Dzielę się ze studentami tym, co na co dzień poważnie robię dla siebie.

Ważna jest maska

Michał Pawlicki zagrał wiele ról w filmach i spektaklach telewizyjnych. Pracował z wieloma wybitnymi reżyserami, m.in. Andrzejem Wajdą, Andrzejem Żuławskim, Januszem Majewskim, Ryszardem Bugajskim, Krzysztofem Kieślowskim, Laco Adamikiem. Widzowie pamiętają go m.in. jako Anzelma Bohatyrowicza w "Nad Niemnem", Starca w "Wyspie Róż" i ostatnio - cadyka Azriela w "Dybuku". W teatrze zagrał wielkie role, m.in. Hamleta, Makbeta, Troilusa, Fantazego, Irydiona.

- Hamlet to szczyt w hierarchii dzieł dramatycznych. Jest wzorem prawdziwie nowoczesnej tragedii, pełnym obrazem nowożytnego człowieka. To dla aktora nieprawdopodobna wspinaczka. Szekspir sięga do samego dna duszy człowieka, wydobywa na jaw jego ironiczny stosunek do siebie samego i do świata. Nienawiść do tego, co jest. Kto nie chce nosić maski, powinien się wycofać, bo ważna jest właśnie maska, a nie - twarz. Aktor musi więc obnażyć kryzys prawdy. I w ten sposób czyni postacią dramatyczną nie tylko siebie, ale i widza. Cóż to za zadanie dla aktora! Jeśli ktoś grał Hamleta, to znaczy zgromadził ludzi, aby rozegrać przed nimi ich własny los. Jeśli zdecydował się na bezlitosny rozrachunek ze światem i ze sobą - nie opuszcza tej roli tak łatwo. Zresztą ona sama - nie pozwala się, ot tak, porzucić.

Życie bez teatru?

Michał Pawlicki uważał zawód, który uprawiał, za wyjątkowy.

- Czy mogłoby istnieć życie bez teatru? - pewnie tak. Ale teatr istnieje i przyciąga ludzi setki lat, więc na pewno jest potrzebny. Myślę, że dziś szczególnie. Dla aktora teatr jest tylko wybranym sposobem życia, ale bywa też wyzwaniem, szczególną prowokacją. Nie zmusza do szukania wyjaśnień, czym jest świat ani czym być powinien, ani nie udziela rad, jak w nim żyć. Teatr tworzy dzieło sztuki, by za pomocą jego siły stawić czoło rzeczywistości.

Nie sądzę, by aktor mógł odmienić czyjeś życie. Żaden poważny twórca w końcu XX wieku nie wierzy chyba w coś podobnego. Może badać różne obszary, nie dając odpowiedzi na żadne pytania. Może prezentować różne, przeciwstawne stanowiska na jakiś temat, zderzać je ze sobą. I to jest ten punkt, w którym zdarzają się rzeczy piękne. Na czole aktora pojawia się nagle pot, który Jean Louis Barrault nazywa z miłością - wzruszeniem, powietrze w teatrze zaczyna inaczej drgać, iskrzy. I na chwilę wznosimy się ponad zbyt wygodne postawy wobec własnego losu. Czy to nie jest wyjątkowe?

Fragmenty tekstu z archiwum magazynu Tele

- Ciągle trzeba się z czymś zmagać, szukać od nowa - mówił kilka miesięcy przed śmiercią. Bardzo długo nie dawał się namówić na rozmowę, ponieważ uważał, że nie ma nic nadzwyczajnego w poznawaniu ludzi. Także - aktorów.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla