Tak, tak, w różny to jest sposób wymawiane, mówię, ale nie wspomniała pani jeszcze, że jestem także, a może przede wszystkim, podróżnikiem, wycieczki stały się sensem mojego życia, zarówno te pod czyimś adresem, jak i w przestrzeni wewnętrznej, mówię, puszczam oko, że taki ze mnie triper, cool luz chill, właśnie zatarłeś niekorzystne wrażenie człowieku i zdobyłeś serca od kopa, choć może nie, bo to jest monolit pustych twarzy z naprzeciwka, publika wypożyczona z psychiatryka.
Zaczynam konotować, z kim tu do czynienia, sala wypchana prawie po brzegi, przymusowa wycieczka z pobliskiego ogólniaka, bezmyślne facjaty, kombinują, żeby się to gówno skończyło i mogli wreszcie wyjść, zaczerpnąć w płuca dożynek, naEBać, skojfać, skleić, zasnąć na tyłach sklepu, w ostatnich rzędach ożywiona rozmowa i chichoty, cztery dupy i pięciu podbijaczy, smyrają się smartfonami, wysyłają newsy, kasują pocztę, ładują sieć, bunga-bunga wisi w powietrzu, dlaczego nikt nie widzi, nie reaguje?, przecież uciszcie gnoja jednego z drugim!, powinienem powiedzieć, ale raczej żałuję, że zrobiłem sto, bo mogłem dwieście pięćdziesiąt, dwa pięć by siadło jak złoto, o boże, o boże, błędne założenia, błędne kółko, dwa pięć i wszystko by zaskoczyło, po prostu haust świeżego powietrza.
część 2
Coś dziś mam?, mam coś w ogóle?, czy dopiero jutro, i gorąco się robi, bo w kalendarzyku pogrubione, że wyd, a obok tagi, i wyznaj się na tym, zapiszesz coś człowieku i nie wiadomo co, jakbyś nie mógł normalnie, jak człowiek, mówię, pieprzone skróty i bylejakość!
Dobra, mówię, najważniejsze, że schodzi, a co będzie, to się okaże, nie ma co robić wideł z igieł, uspokój się, zanurkuj do łóżka, nabierz sił przed sezonem w piekle.
Wbijam do łóżka, ale ktoś tu chyba jest, niemożliwe człowieku!, zimny pot na plecach, zwinięta kołdra, czy ciało, które z grobu wstało, napiszesz o tym kryminał człowieku, ale na razie unoszę przykrycie, jakbym się bał ataku węża, to ktoś jest, chyba kobieta, z twarzy niezbyt dupa, uroda nazwijmy egzotyczna, może to jest gość przerobiony na laskę, skąd my się z tym znamy?, trudno wskazać na punkt, odkrywam prawdę, jest prawie naga, zbyt muskularne ramiona, może to starość?, ale twarz miękka, świeża, lico prawie różowe, usta jędrne, ogólnie pewnych rzeczy za dużo, a innych za mało, dziwna asymetria jak u naznaczonych, co się dzieje?, słabo mi, znów zaplątany w pewnie paskudną historię, może związek z transwestytą, to się nazywa szczęście.
Próbuję przykimać, ale niełatwo, bo przyczajony jak napięta struna, a jeszcze łapie mnie mara, że zbudzi się i zacznie nawijać o mężu: no mówię ci, szajbus, wariat, pojebaniec, że cierpiała psychiczne prześladowania, do dziś nie może doczekać się zadośćuczynienia, a dziecko małe wspólne, ale to bez znaczenia, bo nie są razem, a jeśli przyjdzie, a przyjdzie, bo wysłała mu newsa, że ma go w dupie, a on wysłał newsa, że zajebie frajera, to my tu z miłości usypiemy barykadę i odepchniemy zwariowany, kurwa, świat do nory, i projektuje się paranoja, tak że się prawie zaczynam moczyć, że nagle zadzwoni ten pacan, zwariowany, kurwa, mąż i ona przekaże słuchawkę, kwicząc jak szlachtowana świnia: powiedz mu, powiedz!