Gilmour był przyjacielem Syda Barretta. Razem zarabiali ulicznym graniem podczas lata miłości we Francji. Syd, domyślając się, że koledzy znaleźli jego następcę, wycofywał się na drugi plan. Finał był okrutny. Jadąc na jeden z koncertów, muzycy po prostu nie zabrali kolegi: „A pieprzyć, co się będziemy przejmować! " – rzucili tylko. Spółka zarejestrowana z Sydem została rozwiązana. Nowym menedżerem został syn irlandzkiego rybaka Steve O'Rourke. Gdy pracował w sklepie z karmą dla zwierząt, potrafił udowadniać jej jakość, zjadając kocie pożywienie na oczach klienta.
Postawa muzyków wobec Barretta przez wiele lat nie dawała im spokoju, pomimo że przekazywali mu tantiemy za wznowienia pierwszych nagrań. Co jakiś czas dochodziły do nich wieści, że pojawił się na mieście łysy, gruby facet, niekiedy ubrany w sukienkę, który był kiedyś ich kumplem. Czuli, że zaniedbali przyjaźń, poświęcili go dla kariery. Próbowali mu pomóc nagrać płytę, ale nie był w stanie nic skomponować. Pojawiał się w studiu z gitarą, która nie miała strun.
Wyrzuty sumienia obrodziły jedną z najsłynniejszych płyt „Wish You Were Here". Syd stał się jej przegranym bohaterem. I nieoczekiwanie odwiedził dawnych kolegów w studiu. Kiedy Gilmour próbował się dowiedzieć, co słychać, Barrett odpowiedział: „No, mam kolorowy telewizor i lodówkę. Trzymam tam trochę kotletów schabowych, ale one ciągle gdzieś znikają, więc stale muszę kupować nowe... ".
– Zdaję sobie sprawę, że sporne sprawy związane z kontraktami i to, jak obeszliśmy się z Sydem Barrettem, wywołują u wielu ludzi smutek – mówił mi perkusista Nick Mason. – Z czasem również David Gilmour przestał być zainteresowany Pink Floyd. Niezbyt dobrze czuł się już podczas ostatniej trasy koncertowej zespołu. Gilmour i Waters zmieniali się. David z początku czuł się zagubiony, ponieważ wolał wolniejszy styl pracy od tego, który narzucał Roger. Ten czuł się liderem, miał wielkie aspiracje, wizję rozwoju. Lubił osiągnąć cel, zrealizować zadanie.
Nienawidzę was
Niesamowite jest to, że Floydzi stali się negatywnymi bohaterami swoich drapieżnych, satyrycznych piosenek, m.in. „Money", w której atakowali pazerność biznesmenów i ludzi show-biznesu. To wręcz szatański paradoks, że właśnie płyta zawierająca kompozycję o wielkiej kasie uczyniła z nich milionerów i wprowadziła w pułapkę żądzy pieniądza. Głównie Rogera Watersa. Gdy przyjęto zasadę, że muzycy dzielą honoraria za nagrania w zależności od tego, ile skomponowali utworów na płytę, Waters potrafił zgarnąć więcej, pisząc dwie miniatury – otwierającą i zamykającą „The Animals".