Wbrew wieściom o zalewie zagranicznej muzyki, albumy światowych gwiazd nie miały lepszych wyników od krajowych. Kilka tytułów – „Last Ship" Stinga, „Delta Machine" Depeche Mode i „Random Access Memories" Daft Punk ze światowych hitem „Get Lucky" – osiągnęło sprzedaż na poziomie po 30 tys. sztuk.
Rynek nie osłabł, wstępnie jego wartość można szacować na 400 mln zł. Tak jak w 2012 r., ponieważ lekki spadek sprzedaży płyt został zrównoważone wzrostem powodzenia nagrań w formie cyfrowej rozprowadzanych przez Internet. Ocenia się, że ich udział w rynku powiększył się z 15 do 20 proc. Zmieniła się też kultura słuchania muzyki. Piractwo ograniczyło pojawienie się wielkich portali streamingowych – Spotify, Deezer i Wimp. Proponują dostęp do 20 mln nagrań za ok. 20 zł miesięcznie.
To właśnie w tę stronę pójdzie w przyszłości rynek muzyczny. Niezmienny pozostanie wyłącznie ten koncertowy. Popyt na żywy kontakt z gwiazdami rośnie. Pomagają w tym inwestycje. Rolę lidera odgrywa Stadion Narodowy w Warszawie, gdzie odbyło się największe wydarzenie koncertowe, czyli pierwszy występ sir Paula McCartneya w Polsce. Tu zagrali Depeche Mode, Roger Waters pokazał „The Wall", a pod szyldem Orange Festival wystąpiła Beyoncé.
Honoru gdańskiego stadionu broniło Bon Jovi, odstaje natomiast stadion wrocławski. Plamą na honorze stolicy pozostaje brak nowoczesnej hali widowiskowej, dlatego całą śmietankę zgarnia łódzka Atlas Arena, gdzie zagrał m.in. Eric Clapton. Największą gwiazdą gdyńskiego Open'era był Blur, natomiast Off Festivalu – The Smashing Pumpkins.
Na świecie najlepiej sprzedającym się albumem było „The 20/20 Experience" Justina Timberlake'a (około 4 mln egz.), przed Daft Punk i Pink (ok. 3 mln egz.). Rapowe hity nie mieszczą się w pierwszej dziesiątce, ale rap już od dłuższego czasu nie jest domeną wyłącznie handlarzy narkotyków i dresiarzy, czego nie rozumieją jeszcze polskie rozgłośnie radiowe. Tymczasem miniony rok należał do ciekawych młodych. Powstały intrygujące płyty – A$AP Rocky'ego, Earla Sweatshirta i Pusha T.