Polskie prawykonanie „Dies illa" zakończyło w Wielki Piątek 19. Wielkanocny Festiwal Beethovenowski. Światową premierę utwór miał w listopadzie 2014 roku w Brukseli, bo powstał na obchody setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej.
Krzysztof Penderecki przyjmując tego typu zamówienia nigdy nie pisze utworów okolicznościowych. I tak jest w tym przypadku. W „Dies illa" posłużył się średniowiecznym, łacińskim liturgii mszy żałobnej i stworzył utwór o uniwersalnej wymowie, bo śmierć jest nieodłącznym towarzyszem człowieka w każdej epoce. I wszystkich nas czeka wezwanie na Sąd Boży, by tam zdać sprawę ze swych uczynków.
„Dies illa" wpisuje się w ciąg wielkich dzieł oratoryjnych, ważnych w dorobku Pendereckiego, od „Pasji według św. Łukasza" z 1965 roku poczynając. W porównaniu z „Requiem Polskim", „Siedmioma bramami Jerozolimy" czy „Credo" tym razem mamy do czynienia z utworem skromniej operującym środkami muzycznymi, choć zestaw wykonawczy jest również olbrzymi (troje solistów, trzy chóry i orkiestra symfoniczna).
Jest to również dzieło niesłychanie zwarte. Składające z ośmiu części „Dies illa" trwa około pół godziny i cały czas niesamowicie przykuwa uwagę. W przeciwieństwie do kompozycji wcześniejszych, w których zdarzały się momenty o rozciągniętej narracji, tu każda nuta wydaje się być absolutnie niezbędna. Penderecki stosunkowo rzadko decyduje się w „Dies illa" na orkiestrowe tutti, raczej eksponuje brzmienie poszczególnych grup instrumentów. Ekspresyjne są ciemne akordy kontrabasów, przestrzenne rozmieszczona została tzw. blacha, złowieszczo brzmi perkusyjny tubafon wymyślonego przez Pendereckiego na potrzeby „Siedmiu bram Jerozolimy". Składa się on z zawieszonych na drewnianej konstrukcji plastikowych rur o różnej długości. Uderza się w nie czymś w rodzaju rakietek pingpongowych.
Frapująca jest tu partia chóralna, kolejny dowód, że począwszy od „Stabat Mater" z 1962 roku Penderecki w niezwykły sposób potrafi wykorzystać śpiewającą zbiorowość. W „Diesa illa" chór na przemian dramatycznie skanduje, wręcz krzyczy lub też z archaiczną prostotą śpiewa a capella, podkreślając surowość liturgicznego tekstu.