Korespondencja z Cannes
„Cannes est Charlie", czyli „Cannes jest Charliem" – ten napis można spotkać na bulwarze Croisette i w miejscowych gazetach.
Francja jest nadal solidarna z ofiarami zamachu na satyryczny tygodnik. Nie godzi się z nienawiścią. Dostrzega bunt mniejszości wybuchający na przedmieściach. Moja paryska znajoma mówi, że gdy wsiada do metra, rozgląda się, bo nie czuje się bezpieczna. Jej przyjaciele boją się utraty pracy. I ten niepokój Francuzów widać na ekranie.
Otwierający festiwal film Emmanuelle Bercot „Głowa do góry" portretujący wychowanego przez ulicę piętnastolatka, który nieustannie wchodzi w konflikt z prawem, przypominał społeczne kino brytyjskie. Z kolei „La loi du marché" („Prawo rynku") nie powstydziliby się bracia Dardenne.
– Zarys scenariusza, minimalny budżet, skromna ekipa, zaledwie 21 dni zdjęciowych, cyfrowa kamera, naturalne światło, zero charakteryzacji – mówi reżyser Stephane ?Brizé.