Eksperyment muzyczny do dwunastej potęgi

Ekstremalny free-jazz w wykonaniu Globe Unity Orchestra z Tomaszem Stańką zakończył dziesiąty festiwal Ad Libitum w Studiu im. W. Lutosławskiego.

Aktualizacja: 18.10.2015 14:14 Publikacja: 18.10.2015 13:57

Foto: Fotorzepa/ Marek Dusza

Przez trzy dni wystąpiło w Warszawie kilkudziesięciu artystów, przede wszystkim europejskich, stanowiących niegdyś awangardę free-jazzu, który na naszym kontynencie zyskał większe uznanie niż tam, gdzie się narodził – w Ameryce. Podtrzymywanie zainteresowania taką muzyką jest zasługą takich festiwali jak Ad Libitum i klub Pardon To Tu, gdzie zbiera się publiczność szukająca „zakręconej” muzyki.

Organizatorzy postawili w tym roku na legendy free-jazzu, a artystą-rezydentem był niemiecki pianista Aleksander von Schlippenbach. Wystąpił solo, w trio i z Globe Unity Orchestra, którą stworzył w 1966 r. dla wykonania jednego dzieła zamówionego przez Berliner Jazz Tage. Tworzący ją muzycy, którzy zmieniali się w ciągu niemal pięćdziesięciu lat istnienia, zebrali się na scenie Studia Koncertowego Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego. Dołączył do nich nasz trębacz Tomasz Stańko, który miał z tą orkiestrą tylko krótki epizod w 1970 r. Mimo magnesu jego nazwiska sala zapełniła się tylko w połowie, ale była to publiczność zaprawiona w słuchaniu wymagających, free-jazzowych fraz.

Globe Unity Orchestra hołduje ekstremalnej formie grupowej improwizacji. Trzech saksofonistów, trzech trębaczy, dwóch puzonistów i klarnecista stanęło obok siebie, a przy swoich instrumentach zasiadło dwóch perkusistów i lider, pianista Aleksander von Schlippenbach. Bez żadnej komendy, bez nut zaczęli grać razem i obok siebie. To były niekończące się partie solowe dwunastu apostołów free-jazzu, z których trudno było wyłowić układające się w logiczne sekwencje frazy, nie mówiąc o wychwyceniu linii melodycznej. Dopiero kiedy muzycy zaczęli wychodzić przed szereg, można było przysłuchać się ich pomysłom na improwizację. Znakomicie na tle orkiestry wypadł Tomasz Stańko, którego liryzm nadał ludzkie cechy płynącej lawinie nut.

Wcześniej Aleksander von Schlippenbach zagrał solowy recital „Twelve Tone Tales” i wystąpił w trio z saksofonistą Evanem Parkerem i perkusistą Paulem Lovensem. Były to najbardziej monotonne koncerty festiwalu nie wzbudzające większych emocji. Przypomniał mi się nie mniej awangardowy pianista Cecil Taylor, sztandarowa postać free, który na Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej stworzył fascynujący spektakl przekonując do swej muzyki nawet tych, którzy słyszeli ją po raz pierwszy. Niemieckiemu pianiście to się nie udało, bo nawet nie próbował.
Wydarzeniem festiwalu był koncert kwartetu niemieckiego saksofonisty Petera Brötzmanna z wibrafonistą Jasonem Adasiewiczem, kontrabasistą Johnem Edwardsem i perkusistą Steve’em Noble’em. Adasiewicz, czołowa postać chicagowskiej sceny, wniósł do muzyki Brötzmanna energię i pomysłowość. Ze swoimi czterema maletami w dłoniach spadał na wibrafon jak jastrząb i odskakiwał z nie mniejszym impetem. Ta wizualna strona koncertu nie odwracała uwagi od muzyki, która iskrzyła twórczym wigorem. Imponowała współpraca muzyków, którzy znają się od lat, ale i wzajemna inspiracja. Mimo późnej pory czwartkowy koncert w Laboratorium CSW był orzeźwiający i zachęcający, by sięgnąć po nagrania kwartetu. Ich płyty rozeszły się jak cieple bułeczki. Dobrze, że ten koncert widziało kilku polskich jazzmanów.

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem