Niemal każdy zero waster posługuje się zasadami pięciu R: Refuse (odmawiaj), Reduce (ograniczaj), Reuse (używaj ponownie), Recycle (przetwarzaj, odzyskuj), Rot (kompostuj). Zasady te ukuła słynna amerykańska blogerka i autorka, Bea Johnson. Niektórzy dodają tu jeszcze kolejne R: Repair, czyli naprawiaj. Te zasady są rdzeniem filozofii niemarnowania. Warto ich przestrzegać, by żyć w sposób lepszy, bardziej świadomy i by uniknąć bezmyślnej konsumpcji.
A jak sobie pani radzi choćby ze smrodem kompostu?
Mieszkam w bloku w Poznaniu z czteroosobową rodziną. Kompostujemy w mieszkaniu i na balkonie już od ponad roku. Mamy wermikompostownik, czyli taki, w którym dżdżownice zajmują się przetwarzaniem organicznych resztek w "czarne złoto ogrodników", czyli kompost. Popularnym mitem wśród laików jest twierdzenie, że kompost śmierdzi. Prawidłowo robiony nie wydziela żadnych nieprzyjemnych zapachów, pachnie raczej świeżą, wilgotną ziemią. Na blogu i w książce zachęcam, by jak najwięcej osób odważyło się kompostować w swoich domach, na działkach czy w ogrodach lub zakładało sąsiedzkie, wspólne kompostowniki. Tych ostatnich jest już w Polsce całkiem sporo, wystarczy sprawdzić na mapie serwisu Oddam Odpady.
Na ile wcielanie tych pięciu zasad zmienia życie?
Gdy raz się wejdzie na drogę do bezodpadowego życia, ciężko z niej zejść. To bardzo wciąga i zmienia dotychczasowe przyzwyczajenia - bo to od nich trzeba zacząć. Oduczyć się pakowania zakupów w jednorazowe foliowe siatki, odmawiać jednorazowym kubkom na kawę na wynos, zrezygnować z wszelkiego rodzaju jednorazowości na rzecz produktów wykonanych z trwałych, przyjaznych środowisku tworzyw, takich jak drewno, szkło i naturalne tkaniny.
Zero waste na pewno zmienia styl konsumowania. Już nie chodzę na częste zakupy, po to by wyjść z kilkoma nieplanowanymi torbami rzeczy. Kontroluję to, co kupuję, tak by żyć zdrowo i bez zbędnej jednorazowości.