Zielony groszek w strąkach długich na kilkanaście metrów, papryki bardziej kolorowe niż w jakiejkolwiek reklamie zupy w proszku – to wszystko w rozmiarze XXL ozdobi wewnętrzne ściany nowej hali targowej, którą w centrum Rotterdamu stawia biuro architektoniczne MVRDV. Patrząc na to jarzynowe eldorado, sprężyste i soczyste, od razu pomyślałam o polskich blokach z lat 70. wymalowanych w kwiaty, motyle i biedronki. Gdzie przebiega linia dzieląca te dwa zupełnie obce, ale na pierwszy rzut oka podobne światy? MVRDV to jedna z najbardziej awangardowych europejskich pracowni architektonicznych. Kicz zaś jako tandetna podróbka jest przeciwieństwem awangardy, tak przynajmniej twierdził austriacki pisarz Hermann Broch w swoich słynnych „Kilku uwagach o kiczu”. [wyimek]Kicz to gonitwa za przyjemnością, ucieczka hedonisty przed kostuchą, mówią obrońcy[/wyimek]
[srodtytul]Kicz jako źródło cierpień[/srodtytul]
Broch za kiczowate miał wszystkie architektoniczne neostyle, które narodziły się w XIX wieku, dziś zresztą prawem chronione i zaliczane do narodowego dziedzictwa. Neogotyckie budowle mieściły dworce i osiedla robotnicze, w neobarok stroiły się domy towarowe. Nawiązywały do osiągnięć z przeszłości, choć funkcja, którą miały pełnić, była nowoczesna. „Architektura nie miała czasu przystosować się do nowych zadań – wyjaśniał Broch – i dlatego błądziła po omacku”. Czy MVRDV błądzi po omacku?
W XX wieku królestwem kiczu ogłoszono Amerykę. Cheese, please – proszą o uśmiech Amerykanie, zanim zrobią zdjęcie, i pokazują najbielsze na świecie zęby. Architektoniczny kicz ciągnie się w Ameryce od różowo-błękitnych wieżyczek Disneylandu po Las Vegas, gdzie podrobiona Wenecja straszy wymalowanym niebem w odcieniu intensywniejszym od lapis lazuli. Kicz rozkwita tam, gdzie kapitalizm, czytamy u Brocha. W Polsce od Kujaw po Podhale mamy imitacje góralskich chat i wiejskie domy kryte strzechą, które kubaturą przypominają multipleksy i serwują masie podróżnych pierogi. Kolumnami z frontonem zdobione są u nas nawet drzwi do magazynów.
– Wjeżdżając w pierwszy lepszy architektoniczny pejzaż, przeżywam kolejne załamania – mówił mi architekt Robert Konieczny. Wydaje się, że dla czołowych polskich architektów kicz jest głównie źródłem cierpień. Nie odwołują się do niego w swych projektach. Zajmują się raczej przezwyciężaniem go jako fatum. Trudno znaleźć, nawet w projektach studenckich, świadome odwołania do estetyki kiczu.