Piękne jak sacharyna

Kicz to tania estetyka traktowana bardzo serio. Ale można do niego podchodzić z przymrużeniem oka

Aktualizacja: 26.01.2010 08:32 Publikacja: 26.01.2010 00:58

Wysoki i szeroki na 40 m budynek Markthalle w Rotterdamie (proj. MVRDV) będzie pełnił funkcję wielki

Wysoki i szeroki na 40 m budynek Markthalle w Rotterdamie (proj. MVRDV) będzie pełnił funkcję wielkiego targowiska i biurowca

Foto: MVRDV

Zielony groszek w strąkach długich na kilkanaście metrów, papryki bardziej kolorowe niż w jakiejkolwiek reklamie zupy w proszku – to wszystko w rozmiarze XXL ozdobi wewnętrzne ściany nowej hali targowej, którą w centrum Rotterdamu stawia biuro architektoniczne MVRDV. Patrząc na to jarzynowe eldorado, sprężyste i soczyste, od razu pomyślałam o polskich blokach z lat 70. wymalowanych w kwiaty, motyle i biedronki. Gdzie przebiega linia dzieląca te dwa zupełnie obce, ale na pierwszy rzut oka podobne światy? MVRDV to jedna z najbardziej awangardowych europejskich pracowni architektonicznych. Kicz zaś jako tandetna podróbka jest przeciwieństwem awangardy, tak przynajmniej twierdził austriacki pisarz Hermann Broch w swoich słynnych „Kilku uwagach o kiczu”. [wyimek]Kicz to gonitwa za przyjemnością, ucieczka hedonisty przed kostuchą, mówią obrońcy[/wyimek]

[srodtytul]Kicz jako źródło cierpień[/srodtytul]

Broch za kiczowate miał wszystkie architektoniczne neostyle, które narodziły się w XIX wieku, dziś zresztą prawem chronione i zaliczane do narodowego dziedzictwa. Neogotyckie budowle mieściły dworce i osiedla robotnicze, w neobarok stroiły się domy towarowe. Nawiązywały do osiągnięć z przeszłości, choć funkcja, którą miały pełnić, była nowoczesna. „Architektura nie miała czasu przystosować się do nowych zadań – wyjaśniał Broch – i dlatego błądziła po omacku”. Czy MVRDV błądzi po omacku?

W XX wieku królestwem kiczu ogłoszono Amerykę. Cheese, please – proszą o uśmiech Amerykanie, zanim zrobią zdjęcie, i pokazują najbielsze na świecie zęby. Architektoniczny kicz ciągnie się w Ameryce od różowo-błękitnych wieżyczek Disneylandu po Las Vegas, gdzie podrobiona Wenecja straszy wymalowanym niebem w odcieniu intensywniejszym od lapis lazuli. Kicz rozkwita tam, gdzie kapitalizm, czytamy u Brocha. W Polsce od Kujaw po Podhale mamy imitacje góralskich chat i wiejskie domy kryte strzechą, które kubaturą przypominają multipleksy i serwują masie podróżnych pierogi. Kolumnami z frontonem zdobione są u nas nawet drzwi do magazynów.

– Wjeżdżając w pierwszy lepszy architektoniczny pejzaż, przeżywam kolejne załamania – mówił mi architekt Robert Konieczny. Wydaje się, że dla czołowych polskich architektów kicz jest głównie źródłem cierpień. Nie odwołują się do niego w swych projektach. Zajmują się raczej przezwyciężaniem go jako fatum. Trudno znaleźć, nawet w projektach studenckich, świadome odwołania do estetyki kiczu.

[srodtytul]Rząd złotych zębów[/srodtytul]

Celowe stosowanie kiczu, znaczące dla sztuki XX wieku (np. pop art, kamp), pojawia się też we współczesnej światowej architekturze. Włoski projektant Fabbio Novembre w sklepie Blumarine w Londynie zamiast framugi przy wejściu umieścił długie, szczupłe nogi wyłożone pozłacaną mozaiką. Philippe Starck we wnętrzu jednego z hoteli postawił złoty wazon dwukrotnie większy od człowieka i rząd złotych zębów w roli stołków. To Starck nobilitował ogrodowe krasnale do rangi designu, robiąc z nich stoliki. Peter Cook w centrum zabytkowej dzielnicy Grazu zbudował monstrualny, obły, połyskujący obiekt ze świecącymi w nocy wypustkami przywodzącymi na myśl prehistorycznego gada (muzeum sztuki).

Pomalowany w czarne kwadraciki i ustawiony na krzywych, kolorowych nóżkach prostopadłościan – Sharp Centre of Art and Design w Toronto – jak wielkie pudło wisi nad miastem. W 2004 roku budynek ten zdobył jedną z prestiżowych nagród Królewskiego Instytutu Architektów Brytyjskich za najlepszy budynek na świecie zaprojektowany przez członka Instytutu, czyli w tym wypadku Willa Alsopa. Jury doceniło w projekcie, że jest „śmiały, wyrazisty i trochę wariacki”. Wariactwa i ironii próżno szukać w poważnym królestwie niezamierzonego kiczu.

[srodtytul]Estetyka neurotyka[/srodtytul]

Teoretyczną oprawę pojęcie to otrzymało w połowie XX wieku. Bodaj najbrutalniej rzecz ujął Milan Kundera. „Kicz jest niezgodą na gówno” – pisał w „Nieznośnej lekkości bytu” – bo jako taki „eliminuje (...) wszystko, co w ludzkiej egzystencji jest z zasady nie do przyjęcia”. Jest kłamstwem, obrazem świata pozbawionego skaz, brudu i brzydoty.

Jest też źródłem nerwic, ponieważ narzuca ludziom nierealną wizję świata, tworzy ideał, który z założenia jest nieosiągalny, wtórował Kunderze Broch, przypominając, że Hitler był zagorzałym miłośnikiem kiczu: „kochał kicz słodki jak sacharyna”.

Kiczu jako świadomego zabiegu (kampu) broniła natomiast Susan Sontag w „Notatkach o kampie”. Gdy kicz ze wszystkich sił dąży do piękna, kamp kładzie nacisk na sztuczność i stylizację („podoba nam się właśnie dlatego, że to brzydkie”), na udawane, teatralne gesty. Paryskie metro projektowane pod koniec XIX wieku przez Hectora Guimarda ma przy wejściu stalowe ozdoby w postaci orchidei – chce wydawać się czymś innym niż jest.

Przedstawicielem kampu w architekturze jest dla Sontag Gaudi twórca słynnej barcelońskiej katedry Sagrada Familia. Kamp, pisze amerykańska autorka, przedkłada estetykę nad moralność, styl nad treści. Jest ironiczny, figlarny, namiętny, przesadny, dwuznaczny, uwodzi i identyfikuje się z tym, co przyjemne. Swoje „notatki” sformułowane w 58 podpunktach Sontag dedykowała Oscarowi Wilde, owi i przeplotła cytatami z dzieł genialnego eleganta, co wyjaśniała następująco: „Kamp jest nowoczesną formą dandyzmu (...) odpowiada na pytanie, jak pozostać dandysem w czasach kultury masowej”.

[srodtytul]Raje utracone[/srodtytul]

Szczególnym przypadkiem kiczu są ogłoszenia deweloperskie i wizualizacje ekologicznych miasteczek, które zalewają portale architektoniczne. Całe budynki obrasta w nich bujna zieleń. Kuszą wyszukanymi nazwami w rodzaju Eden Południa, soczystym chlorofilem na elewacjach, obietnicą czystego życia bez emisji CO2 i wyrzutów sumienia. Raj utracony i odzyskiwany dzięki oprogramowaniu CAD.

A jeśli widok sielskiej zieleni działa na państwa kojąco – nie warto się wstydzić. Kicz to gonitwa za przyjemnością, ucieczka hedonisty przed kostuchą, jak mówią jego obrońcy.

Sabina, bohaterka „Nieznośnej lekkości bytu”, którą tak odrzucał kicz pochodów pierwszomajowych, na widok sentymentalnych obrazków dobrego, ciepłego domu rodzinnego, sama miała łzy w oczach. Broch też pisał, że daje się czasem uwieść kiczowi. Skaza to widać powszechna.

Zielony groszek w strąkach długich na kilkanaście metrów, papryki bardziej kolorowe niż w jakiejkolwiek reklamie zupy w proszku – to wszystko w rozmiarze XXL ozdobi wewnętrzne ściany nowej hali targowej, którą w centrum Rotterdamu stawia biuro architektoniczne MVRDV. Patrząc na to jarzynowe eldorado, sprężyste i soczyste, od razu pomyślałam o polskich blokach z lat 70. wymalowanych w kwiaty, motyle i biedronki. Gdzie przebiega linia dzieląca te dwa zupełnie obce, ale na pierwszy rzut oka podobne światy? MVRDV to jedna z najbardziej awangardowych europejskich pracowni architektonicznych. Kicz zaś jako tandetna podróbka jest przeciwieństwem awangardy, tak przynajmniej twierdził austriacki pisarz Hermann Broch w swoich słynnych „Kilku uwagach o kiczu”. [wyimek]Kicz to gonitwa za przyjemnością, ucieczka hedonisty przed kostuchą, mówią obrońcy[/wyimek]

Pozostało 87% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla