Cztery miesiące temu po raz pierwszy zaprezentował kolekcję w Polsce (w Zamku Ujazdowskim), a rok wcześniej otworzył warszawski butik. Zanim stał się marką daleko od kraju urodzenia, przełamywał bariery w ojczyźnie. Ciuchy pociągały go od wczesnej młodości, ale nie było mowy, żeby rodzice to zaakceptowali.
Chyłkiem oglądał żurnale swych sióstr (miał sześcioro rodzeństwa), a oficjalnie zaczął studia na uniwersytecie w Kobe. Znudzony i wycofany, szybko zrezygnował, narażając się na gniew rodziny. W 1958 roku rozpoczął naukę w tokijskim Bunka Fashion College. Jedyny męski rodzynek w tłumie dziewcząt zabiegał o przyjęcie przez pół roku!
Po dyplomie (1964) osiedlił się w Paryżu. Początkowo pracował jako freelancer, sprzedawał szkice i pomysły innym firmom. Materiały kupował na pchlich targach i bazarach, zestawiał różne desenie. To była geneza charakterystycznego dlań, patchworkowego stylu ubrań. Sukces nadszedł w następnej dekadzie. W 1970 roku przedstawił pierwsze własne show i otworzył własny sklep Jungle Jap. Jego hasłem było „Wschód spotyka Zachód”. Dalej było z górki: okładka w „Elle”, najbardziej trendy francuskim magazynie; pokazy kolekcji w Nowym Jorku i Tokio. No i oszałamiające powodzenie wśród młodego pokolenia – a to za sprawą tanich i efektownych bawełnianych sukienek.
Potem podbił Europę „samurajskimi” kimonami z jedwabiu, tunikami o orientalnym rodowodzie, szarawarami i innymi elementami zaadaptowanymi ze Wschodu. Zachwycił też kolorystyczną brawurą – łączył ostre, kontrastowe barwy i mieszał ornamenty. Pod koniec lat 70. zachwycił fanów mody spektakularnymi pokazami strojów w cyrkowym namiocie. Hitem były woltyżerki w przezroczystych uniformach oraz autor paradujący na słoniu.
Męską modą zajął się dopiero w 1983 roku, mając już mocną pozycję w świecie mody. Pięć lat później ruszył na podbój rynku zapachów. Woda toaletowa „Kenzo de Kenzo” zrobiła furorę, podobnie jak kolejne pachnidła – „Parfum d’été”, a zwłaszcza „Flower by Kenzo”.