Visconti jest zdziwiony, że Bowie wybrał refleksyjny utwór „Where Are We Now?" na pierwszy singiel promujący album. - To chyba jedyny temat na płycie, który wnika tak głęboko w jego uczucia. Pozostałe piosenki są bardzo rockowe. Zastanawiam się dlaczego David zaprezentował właśnie tę powolną, chociaż piękną balladę. Mógł zacząć od mocnego uderzenia - twierdzi Visconti w rozmowie z BBC.
Owiany tajemnicą album powstawał w Nowym Jorku. - Słucham tych nagrań na słuchawkach przez ostatnie dwa lata i żadnym nie jestem znudzony - mówi Tony Visconti, z którym Bowie współpracuje od swojej drugiej płyty „Space Oddity" z 1969 roku. Visconti jest współtwórcą sukcesów albumów z lat 1977 - 80: „Low", „Heroes", „Lodger" i „Scary Monsters", a także ostatnich dwóch tytułów wokalisty: „Heathen" i „Reality". - Jeśli ktoś szuka klasycznego Davida Bowie, znajdzie go. Jeśli szuka innowacyjnego artysty i nowych kierunków w muzyce, to wszystko jest na tej płycie - zapewnia producent.
Mocne uderzenie Davida Bowiego
Obaj pracowali nad muzyką bez rozgłosu i nacisków. Spędzali w studio najwyżej trzy tygodnie i robili sobie przerwę na dwa miesiące. - Zwykle pracowaliśmy nad jednym lub dwoma utworami w jedno popołudnie, aż zabrzmiały jak wspaniałe rockowe piosenki. Tak naprawdę David nie zmienił stylu pracy od albumu „The Man Who Sold the World". Visconti rozwiał także plotki, że absencja twórcy i piosenkarza była związana z jego stanem zdrowia. Bowie musiał przerwać trasę koncertową w 2004 r. i poddać się operacji serca. - W studio pracowałem z energicznym i szczęśliwym Davidem - podkreślił producent.