Reklama

Cate Blanchett: Królowa ekranu, Katarzyna Wielka

Zdolną Australijkę o bardzo jasnej karnacji świat zauważył dziesięć lat temu, gdy fantastycznie zagrała angielską królową Elżbietę I. Nie zaprzepaściła szansy i dziś jest jedną z najlepszych aktorek - doceniana za talent, inteligencję i wszechstronność, o czym świadczy długa lista najbardziej pożądanych nagród, z Oscarem włącznie. Za najnowszą kreację w filmie o Bobie Dylanie "I'm Not There" - wcieliła się w postać amerykańskiego barda - jury weneckiego festiwalu przyznało jej niedawno Złotego Lwa

Aktualizacja: 22.01.2008 18:16 Publikacja: 21.09.2007 12:30

Cate Blanchett

Cate Blanchett

Foto: BEW

Jest znakomita w rolach kobiet silnych, majestatycznych i tak samo przekonująca, gdy wciela się w bohaterki rozpaczliwie niepewne siebie i stłamszone przez życie. Ta wszechstronność charakteryzuje tylko wielkie aktorki. A Blanchett bez wątpienia do nich należy.

Kiedy reżyser "Elizabeth" Shekhar Kapur szukał odtwórczyni głównej roli, trafił na zwiastun "Oscara i Lucindy" z udziałem obiecującej, ale znanej głównie z teatru Australijki. Kapur nie musiał nawet oglądać całego filmu, zwiastun wystarczył, by zdecydować, że oto znalazł idealną kandydatkę. - Nie miałem żadnych wątpliwości - mówił potem. - Szukałem kogoś, kto mógłby żyć zarówno 400 lat temu, jak i współcześnie, być poza czasem - jak duch. To przecież jej twarz. Nawet dziś, kiedy patrzę na Cate, myślę, że ona jest inna, jakby pochodziła z obcej planety... Po dziesięciu latach Kapur i Blanchett znowu spotkali się na planie, żeby zrealizować sequel "Elizabeth - The Golden Age", kolejną część historycznego fresku opowiadającego dalsze losy jednej z najciekawszych kobiet i monarchiń w historii świata. Film, który niedawno miał swoją premierę na festiwalu w Toronto, zbiera świetne recenzje, a o głównej roli mówi się, że może przynieść Cate Oscara. Gwiazda po cichu pewnie liczy na rewanż za przegraną przy pierwszym podejściu - w 1998 r. była za rolę Elżbiety nominowana do statuetki, ale przegrała z Gwyneth Paltrow ("Zakochany Szekspir").

Od początku jej żywiołem był teatr. Aktorka przyznaje, że nawet w filmie najbardziej odpowiadają jej długie ujęcia kręcone na sposób teatralny, kocha też pracę zespołową. Dlatego tak lubi spotykać się przy kolejnych realizacjach z ludźmi, z którymi już pracowała i do których ma zaufanie.

-W teatrze to normalne, codziennie spotykamy się w tym samym gronie, razem coś przeżywamy. W filmie nie ma wielu podobnych okazji - dlatego są tak cenne -uważa aktorka.

Urodziła się w Melbourne 14 maja 1969 r. Kiedy miała dziesięć lat, ojciec Amerykanin zmarł na atak serca. To było jej najbardziej bolesne przeżycie z dzieciństwa. Początkowo, zachęcana przez matkę, wiązała przyszłość z muzyką i grą na fortepianie. W końcu jednak zdecydowała się na aktorstwo. Po skończeniu college'u postanowiła trochę pozwiedzać świat. Kiedy była w Egipcie, statystowała w filmie o bokserach - nie było to może najprzyjemniejsze doświadczenie, ale też nie na tyle traumatyczne, żeby zniechęcić ją do grania. Ukończyła prestiżowy National Institute of Dramatic Art w Melbourne. Potem przez kilka lat występowała na różnych australijskich scenach, odnosząc wielkie sukcesy -w 1993 r. otrzymała dwie najważniejsze nagrody: dla najlepszej debiutantki i dla najlepszej aktorki teatralnej.

Reklama
Reklama

Doświadczenie sceniczne bardzo pomogło Blanchett w filmie. Debiutowała w latach 90. w telewizji. Przełomem była "Elizabeth", po której przyszły kolejne świetne role, m.in. w "Idealnym mężu", "Utalentowanym panu Ripleyu", "Kronikach portowych", "Niebie" wg scenariusza Krzysztofa Kieślowskiego, komedii "Włamanie na śniadanie" i wszystkich częściach "Władcy pierścieni". Szczególnie udany był dla aktorki ubiegły rok - zagrała nauczycielkę oskarżoną o romans z uczniem w głośnych "Notatkach o skandalu" i wielką hollywoodzką gwiazdę Katharine Hepburn w "Aviatorze" Scorsese. Za tę kreację otrzymała Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej.

Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Reklama
Reklama