Jaga, trzydziestoparoletnia graficzka, kupuje narzeczonemu w prezencie zabawne drobiazgi i T-shirty z nadrukami z ulubionych kreskówek, np. z Bobem Budowniczym. Mieszkają we Francji, gdzie już od dawna trwa moda na zabawki. Sébastien swoją fascynację tłumaczy podejściem do życia. – Zabawki są śmieszne. I wcale nie trzeba być dzieckiem ani mieć dzieci, żeby się nimi cieszyć. W końcu dzieci to też takie zabawki dla dorosłych, tylko że nudne, okrutne i brudne – żartuje Sébastien.
Przyznaje, że wielu jego znajomych zbiera głupie, nikomu niepotrzebne gadżety i żaden z nich nie ma własnych dzieci. – Ale wcale nie jesteśmy popaprańcami wymagającymi psychologa. To po prostu nasz sposób na zamanifestowanie inności wobec śmiertelnie poważnych mieszczan – dodaje Sébastien. Jak każda inna zabawa, również zabawa dziecinnością jest odreagowywaniem dorosłości. Sébastien na co dzień jest menedżerem w międzynarodowej korporacji. Po godzinach odpowiedzialnej pracy zmienia się nie do poznania.
[srodtytul]Maskotki i ciepłe uczucia[/srodtytul]
– Kiedy na pytanie, czym się zajmuję, odpowiadam, że robię zabawki, na twarzach moich rozmówców maluje się uśmiech – mówi Anna Żelazowska, która od dwóch lat szyje Alelale. Szmaciane zabawki – przytulanki, breloczki, poduszki z fantazyjnymi stworami.
Na pomysł wpadła w Paryżu, gdzie pomieszkuje. Włócząc się po mieście i serfując w Internecie, odkryła świat ręcznie robionych zabawek, które powstają niekoniecznie dla dzieci. – Wystarczy sprawdzić ceny. Moją inspiracją były m.in. zabawki Portugalki Rosy Pomar. Za uszytego przez nią sympatycznego królika z kolorowej bawełny trzeba zapłacić 80 euro. I wcale nie czeka długo na nabywców – opowiada Żelazowska.