Nic też dziwnego, że właśnie w Europie narodziła się sztuka nie picia, ale smakowania wina, sztuka bycia z winem na co dzień, nie tylko od święta. Polega ona nie na kultywowaniu brutalnego pijaństwa, nie na umiejętności wlewania w siebie wiadrami byle czego. Istota tej sztuki to radość będąca połączeniem przyjemnego podekscytowania podniebienia, serca i umysłu. Savoir-boir tak jak savoir-vivre jest sztuką subtelną, ludy nieznające wina potrzebują nieco czasu, aby ją opanować.
Polacy nie muszą jej opanowywać, ale byłoby dobrze, gdyby ją sobie przypomnieli. W Europie jesteśmy od zawsze, nasi antenaci z winem zetknęli się masowo już pół tysiąca lat temu. Ale zrządzeniem losu, czyli historii, w drugiej połowie XX wieku zapomnieliśmy o Dionizosie, znaleźliśmy się w strefie cywilizacji wódki. Czas to nadrobić i przypomnieć sobie dionizyjski savoir-boir.
Tym bardziej że lada chwila, prawdopodobnie w przyszłym roku, będziemy mogli kupować polskie wino! Obszar naszego kraju został włączony do strefy uprawy winorośli Unii Europejskiej, tym samym znaleźliśmy się w gronie krajów winiarskich. Z grubsza licząc, Polska będzie miała prawo tłoczyć rocznie około trzech milionów standardowych butelek o pojemności 75 cl. Polskie winnice zajmują już powierzchnię ponad 400 hektarów. Odbyły się już dwa konwenty winiarzy polskich.
Oczywiście, że nigdy nie będziemy konkurencją dla win z Burgundii czy Nadrenii, ale pokazuje to pewien stan ducha: w Polsce wódka już nie wystarcza. Kupujemy coraz więcej wina, praktycznie ze wszystkich kontynentów. Coraz więcej jest specjalistycznych sklepów z winami. Kulturę wina propagują kolorowe czasopisma. Na łamach „Rzeczpospolitej” regularnie ukazują się artykuły o świecie dionizyjskim. Dlatego oddajemy do rąk czytelników ten dodatek mając pewność, że nie będą nim zdziwieni, przeciwnie, powiedzą: no, nareszcie.