Miał zaledwie 48 lat i świat u stóp. 5 grudnia przegrał z rakiem. Dowiedziałem się o tym‚ kiedy w środę rano otworzyłem skrzynkę mejlową. Znajomy dziennikarz austriacki‚ naczelny i wydawca niemieckojęzycznego dziennika internetowego wine-times Helmut Knall napisał tylko jedno zdanie: „Luis ist heute Nacht gestorben“ (dziś w nocy zmarł Luis). Luis to stary przydomek Krachera. Nie wiedziałem o jego chorobie trzustki‚ choć rozmawiałem z nim jeszcze w czerwcu tego roku. Wyglądał wtedy świetnie.
Lubił wyzwania i nic go tak nie rozpalało jak walka z przeciwnościami. Studiował chemię, rolnictwo go nie pociągało. Piszę „rolnictwo“‚ bo 30 lat temu winiarstwo w Austrii było przeważnie zwykłą formą uprawy ziemi. W dodatku pogrążone w chaosie po nadmuchanej aferze glikolowej (w 1985 roku w niektórych partiach austriackich win wykryto obecność silnie toksycznego glikolu. Choć dotyczyło to tylko kilku producentów i nikt nie uległ zatruciu, wstrząs dla opinii publicznej był ogromny – przyp. red.). W samej Austrii niewiele było osób‚ które bez obaw sięgały po wino słodkie‚ o eksporcie nie wspominając. Gdy jednak Luis w 1986 r. wrócił do rodzinnego Illmitz nad Jeziorem Nezyderskim do winiarni ojca, zajął się wyrobem win. Sprawę postawił jasno: jakość.
Swoje najważniejsze wina od początku lat 90. robił w dwóch kultowych liniach. Pierwsza Zwischen den Seen (między jeziorami) obejmowała wina dojrzewane redukcyjnie – niemal bez dostępu powietrza. Druga Nouvelle Vague (nowa fala) – to trunki fermentujące i dojrzewające w małych beczkach. Obie perfekcyjne‚ choć całkiem różne.
Sława przyszła szybko i zaskoczyła Krachera. Wina pięły się w rankingach. Alois się nie chwalił‚ nie kserował jak inni tabel z wynikami‚ nie rozdawał ich dziennikarzom. Nawet wtedy‚ gdy jeden z najbardziej wpływowych krytyków Robert Parker jednemu z jego win dał 100 punktów (na 100 możliwych).
Był typowym przykładem człowieka drugiego planu‚ odwrotnie niż inny mistrz słodkich win z Illmitz Willi Opitz‚ mój przyjaciel‚ a jego daleki krewny. Nie przepadali za sobą‚ nie pokazywali się razem na regionalnych degustacjach. Opitz jest mistrzem samokreacji. Luis pozostał wierny zasadzie‚ że to wina powinny mówić same za siebie‚ a specjaliści oceniać je. Jeśli pojawiał się na targach‚ głównie kręcił się w kuluarach.