Waleczne ryby i nerwy ze stali

Wędkarze, ci, których na to stać, jeżdżą po świecie, by zmierzyć się ze 100-kilogramowymi olbrzymami. Dzikie rzeki, północne morza dostarczają emocji. Touristic-fishing jest coraz popularniejsze, powstają wyspecjalizowane biura podróży

Publikacja: 02.04.2008 01:07

Waleczne ryby i nerwy ze stali

Foto: Corbis

– Gdy ją podkręcam, a ona robi młynek, szarpie się, ciągnie 20 metrów wzdłuż przeciwległego brzegu rzeki, by w końcu wyskoczyć w górę i pokazać mi się na tle księżyca, wówczas wiem, że to chwila jedyna w swoim rodzaju, że warto było wybrać się tu nocą i zapłacić za te emocje tysiące złotych...

Wrażenia fotografa Cezarego Korkosza podziela Krzysztof Zieliński, wydawca, właściciel jednej z krakowskich drukarni.

– Czasem, by doszło do trzech skutecznych brań, trzeba zrobić tysiąc rzutów i wędrować w górę rzeki dziesiątki kilometrów. Ale gdy już chwyta, zwłaszcza silny łosoś, to trzeba mieć nerwy ze stali. Stoi się po pas w wodzie, a ryba goni przynętę i dopada ją tuż przed tobą, jest dosłownie na wyciągnięcie ręki! Gdy poczuje, że jest na uwięzi, bryzga wodą, rzuca się, miota, robi niesamowite zamieszanie i walczy do upadłego. Ryby z rodziny łososiowatych są moim zdaniem najbardziej waleczne ze wszystkich. To pulsująca energia, żywe srebro. Mogą osiągać wielkie rozmiary (tajmień do 2 m i 100 kg! – red.). Mocowanie się z nimi wyczerpuje fizycznie i emocjonalnie. I daje nieporównywalną z niczym satysfakcję.

[wyimek]Nie chodzi o to, by polować i zjadać, ale łapać dla przyjemności i wypuszczać[/wyimek]

Korkosz i Zieliński poznali się podczas wspólnych wypraw w poszukiwaniu miejsc, gdzie ryby biorą. Celem ich podróży są dziewicze i bezludne krainy. Łowili już m.in. tajmienie w Chuluut w Mongolii, troć wędrowną w Rio Grande w Meksyku, malmy w Pymtcie na Kamczatce (to rzeka, o której wędkarze mówią, że Bóg stworzył ją na własny użytek, by samotnie poławiać pstrągi i bajecznie ubarwione palie), łososie w Juginie na Półwyspie Kolskim i szczupaki w jeziorze Bajkał na Syberii.

– Przebywamy wszędzie tam, gdzie istnieje jeszcze bajangoł, co po mongolsku znaczy szczodra rzeka. To w jej poszukiwaniu zapuszczamy się w najdziksze zakamarki naszej coraz mniej zielonej planety – mówi Zieliński.

– W Polsce łowienie przestaje być przyjemne, bo tu po prostu nie ma ryb – dodaje Rafał Czuba, trzeci z wędrującej kompanii wędkarzy (czwarty i piąty, Rafał Słowikowski i Mariusz Aleksandrowicz w czasie pisania tego tekstu poławiali w Patagonii). – Na Mazurach w wodach jest więcej butelek niż zwierząt, a rzeki są brudne.

Ale wyprawy po emocje i czystość przyrody sporo kosztują.

– Za taką wycieczkę, w zależności od miejsca, jedna osoba płaci od kilku do kilkudziesięciu tysięcy zł – mówi Zieliński. – Sam helikopter, za pomocą którego możemy dotrzeć w niedostępne miejsca, kosztuje, np. w Rosji, 3 tys. euro za godzinę. A my musimy zapłacić za to, że nas dowiezie i że po nas wróci.

Same emocje związane z tym, „że ryba bierze”, to nie wszystko. W wędkarstwie sportowym liczy się też kultura łowienia. Po niej można rozpoznać prawdziwego konesera. Jedną z najważniejszych zasad jest, by złowionych ryb w miarę możliwości nie zabijać. Nie chodzi tu o to, by polować i zjadać, ale łapać dla przyjemności i wypuszczać. Inną – by nie łowić ryb w okresie lęgowym.

– Terminy wyjazdów są często uzależnione właśnie od terminów lęgowych – mówi Zieliński. – Na łososie powinno się wybierać wówczas, gdy wchodzą one z morza do rzek. Wtedy są najsilniejsze, najlepiej odżywione, przygotowane do długiej drogi, odporne.

Trzecią zasadą jest przestrzeganie technik łowienia. Na przykład za najbardziej szlachetną metodę poławiania ryb łososiowatych uznaje się łowienie na tzw. muchę.

Mucha to przynęta, która powinna przypominać prawdziwe żyjątka wodne lub łąkowe. Skręca się ją z ptasich piór, zwierzęcej sierści, gąbki, sreberek. Do jej przygotowania potrzeba dużej wprawy. Niełatwo też muchę, zawieszoną na specjalnej lince, zarzucić. Gdy już się to uda – efekty gwarantowane.

W Polsce powstają całe „towarzystwa muchowe”. Ich członkowie na internetowych forach (np. www.flyfishing.pl) chwalą się zdjęciami skręconych własnoręcznie much i dzielą się łowieckimi doświadczeniami, posługując się językiem tylko dla wtajemniczonych: „przy bardzo niskiej wodzie starałem się ustawić prostopadle do łowiska i długą nimfę podawałem pod prąd, dwa, trzy razy mending pod prąd i szczytówką śledziłem spływające nimfy. (...) w takich warunkach można też spróbować głowacza-zonkera, tylko z postawionymi prostopadle do haczyka płetwami piersiowymi z kuropatwy lub marabuta. Oczywiście tuż za ciemną, obfitą głową z sierści jeleniowatych” (wpis: Janusz Jabłonowski w www.namuchę.pl).

– Wyruszam w górę dzikich rzek także dla niesamowitych widoków – mówi Cezary Korkosz. – Fotografuję przyrodę, a wyprawy wędkarskie dają mi okazję do utrwalenia jedynych w swoim rodzaju krajobrazów. Fotografuję też ptaki, płazy, rośliny, owady. Do tych przyjemności dochodzi przygoda, której nie da się przewidzieć. Na przykład w zetknięciu z przyrodą Syberii każdy człowiek, zwłaszcza Europejczyk, musi zdać sobie sprawę, jak niewiele znaczy wobec natury. Natura jest nieobliczalna. Przebywając na tych wyprawach w pojedynkę, nie poradziłby sobie nie tylko z ogromną rybą w rzece, ale i z atakującym niedźwiedziem. Tu naprawdę trzeba być przygotowanym na wszystko.

– Najbardziej nieprzewidywalni są jednak ludzie – dodaje Zieliński. – A od nich zależy najwięcej. Trochę się obawiam planowanej przez nas lipcowej wyprawy na Syberię – na tajmienie. Będziemy próbowali dostać się w wyjątkowo niedostępne tereny w okolicy Plateau Putorana. Zawiezie nas tam helikopter, który po dwóch tygodniach powinien po nas wrócić. Ale czy wróci? Tamtejsi ludzie słyną z pewnej, nazwijmy to, beztroski. Gdyby po nas nie wrócili, nie mamy szans wydostać się stamtąd lądem.

Nie każdy uprawiający wędkarski sport preferuje rzeki. Dużą popularnością cieszą się wśród wędkarzy (nie należy mówić rybaków, bo to nie to samo i prawdziwi wędkarze się obrażają – red.) wody Morza Północnego.

– Tu adrenalina jest większa – mówi Zbigniew Kamiński, przedsiębiorca budowlany z Włocławka, który kilka razy do roku penetruje wybrzeża Norwegii. – W przeciwieństwie do rzeki jest się daleko od brzegu, pogoda potrafi zmienić się w ciągu pół godziny, ryba jest większa, silniejsza, potrzeba do jej połowu cięższego sprzętu – wylicza.

– Udany połów zależy nie tylko od przynęty, ale też od czasu wypłynięcia na morze i miejsca zakotwiczenia łodzi. Na morzu ryba najlepiej bierze w czasie przypływu i tam, gdzie pod wodą jest rów. Najlepiej zarzucać przynętę na skraju takiego rowu. Walczy się nie tylko z szamoczącym się zwierzęciem, ale i z falą, wiatrem

– U wybrzeży norweskich poławia się najchętniej dorsze, czarniaki, karmazyny i halibuty – wylicza Tomasz Wieczorek z Eventur Fishing, biura organizującego wyprawy m.in. na Morze Północne.

– Największe są halibuty, mogą ważyć nawet 300 kg. Takiej ryby jednak nikt nie jest w stanie wyholować, to fizycznie niemożliwe. Już stukilowy halibut bez trudu wyciągnie cały kołowrotek i zerwie plecionkę. Sezon zaczyna się w połowie kwietnia, a kończy we wrześniu. Wędkarze, ale nie tylko, również zwykli turyści, w tym kobiety, przyjeżdżają tu coraz chętniej i liczniej (tylko w naszym biurze jest co roku o 70 proc. więcej chętnych), bo miejscowi są niezwykle gościnni. Każda wioska daje poczucie kameralności, przebywania na odludziu wśród garstki życzliwych osób. Magnesem są wybrzeża Norwegii – surowe i piękne. O każdej porze roku inne.

[ramka]Kursy dla wędkarzy, wyprawy po całym świecie

Active Holidays – przedstawicielstwo szwedzkiej firmy Sweden Active Holidays.

Eventur Fishing – organizator imprez turystyki wędkarskiej do Skandynawii: Szwecja, Finlandia, Norwegia. W ofercie także Włochy, Austria, Mongolia. Wędkarskie wyprawy dla pasjonatów.

Hubertus – wyprawy wędkarskie i nurkowe w każde interesujące miejsce na świecie.

Tajga – specjalizuje się w organizacji wypraw wędkarskich do Mongolii i Rosji.

Vision Polska – serwis internetowy dla wędkarzy muchowych, organizowanie wypraw i kursów dla wędkarzy.[/ramka]

– Gdy ją podkręcam, a ona robi młynek, szarpie się, ciągnie 20 metrów wzdłuż przeciwległego brzegu rzeki, by w końcu wyskoczyć w górę i pokazać mi się na tle księżyca, wówczas wiem, że to chwila jedyna w swoim rodzaju, że warto było wybrać się tu nocą i zapłacić za te emocje tysiące złotych...

Wrażenia fotografa Cezarego Korkosza podziela Krzysztof Zieliński, wydawca, właściciel jednej z krakowskich drukarni.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"