W połowie lipca na ulicach Edynburga robi się tłoczno. Ale prawdziwy najazd turystów tradycyjnie spodziewany jest tu w sierpniu, gdy odbywa się większość festiwali. Szacuje się, że do stolicy Szkocji przyjeżdża wtedy więcej gości niż jest stałych mieszkańców, czyli prawie pół miliona.
Trudno znaleźć kogoś, kto by z tego powodu narzekał: turystyka była i jest źródłem znaczących dochodów dla szkockiej gospodarki. Kłopot w tym, że ekonomiczne ambicje miasta mogą zagrażać zabytkom. Potwierdził to w ostatnich tygodniach urbanistyczny skandal: po trzech latach konsultacji, dyskusji i sporów władze miasta zgodziły się na realizację kontrowersyjnego projektu zagospodarowania części Starego Miasta.
Caltongate Project zakłada wybudowanie na obszarze 1,4 ha kompleksu hotelowo-konferencyjnego: oprócz luksusowego hotelu mają tu powstać biura, apartamenty, sklepy, nawet nowa ulica. Według dewelopera to „największe budowlane przedsięwzięcie w tym rejonie od XII wieku”. Zdaniem obrońców zabytków – wandalizm. Najbardziej bulwersujący jest pomysł wyburzenia kilku zabytkowych budynków z początku XX wieku.
Chociaż inwestycję poparli już wstępnie szkoccy ministrowie, sprawa nie jest przesądzona. Dwa tygodnie temu Komitet Światowego Dziedzictwa UNESCO zadecydował o wysłaniu do Edynburga swoich ekspertów. Konsekwencje mogą być poważne - nawet umieszczenie specjalnej liście dziedzictwa zagrożonego. Takie ostrzeżenie powinno wystarczyć. Dla miasta, które swoją reputację zbudowało w ogromnej mierze na dziedzictwie, skreślenie z Listy UNESCO byłoby katastrofą.
– Niepokoi fakt, że władze Edynburga nie mają strategii ekonomicznej ani planu zagospodarowania dla obszaru wpisanego na Listę UNESCO – mówi Adam Wilkinson, dyrektor Edinburgh World Heritage Trust, organizacji, która monitoruje stan zabytków. – W praktyce oznacza to, że światowe dziedzictwo pozostawione jest bez prawnej ochrony. Dla inwestorów to znakomita okazja. Niedawno pojawiła się np. propozycja budowy na Starym Mieście wysokiego na kilkanaście pięter hotelu. Trzeba mieć świadomość, że emblemat UNESCO jest „znakiem jakości”, sprawą prestiżu, a nie gwarancją ochrony dla zabytków. Dlatego przede wszystkim od władz państwa i lokalnych zależy, jak to wyróżnienie zostanie wykorzystane.