Harmonia kontrastów

Dylematy Edynburga. Kontrowersyjna inwestycja budowlana może kosztować miasto skreślenie z Listy UNESCO. Komitet Światowego Dziedzictwa wysyła do stolicy Szkocji swoich ekspertów. Agnieszka Kwiecień pisze z Edynburga

Aktualizacja: 20.07.2008 18:09 Publikacja: 20.07.2008 01:01

Katedra St Giles' (High Kirk of Edinburgh) przy Royal Mile - jedna z najciekawszych budowli Starego

Katedra St Giles' (High Kirk of Edinburgh) przy Royal Mile - jedna z najciekawszych budowli Starego Miasta z przepiękną wieżą w kształcie korony. Przed katedrą pomnik Waltera Francisa Montagu Douglasa Scotta, 5 diuka Buccleuch

Foto: Rzeczpospolita, Chris Archer Chris Archer

W połowie lipca na ulicach Edynburga robi się tłoczno. Ale prawdziwy najazd turystów tradycyjnie spodziewany jest tu w sierpniu, gdy odbywa się większość festiwali. Szacuje się, że do stolicy Szkocji przyjeżdża wtedy więcej gości niż jest stałych mieszkańców, czyli prawie pół miliona.

Trudno znaleźć kogoś, kto by z tego powodu narzekał: turystyka była i jest źródłem znaczących dochodów dla szkockiej gospodarki. Kłopot w tym, że ekonomiczne ambicje miasta mogą zagrażać zabytkom. Potwierdził to w ostatnich tygodniach urbanistyczny skandal: po trzech latach konsultacji, dyskusji i sporów władze miasta zgodziły się na realizację kontrowersyjnego projektu zagospodarowania części Starego Miasta.

Caltongate Project zakłada wybudowanie na obszarze 1,4 ha kompleksu hotelowo-konferencyjnego: oprócz luksusowego hotelu mają tu powstać biura, apartamenty, sklepy, nawet nowa ulica. Według dewelopera to „największe budowlane przedsięwzięcie w tym rejonie od XII wieku”. Zdaniem obrońców zabytków – wandalizm. Najbardziej bulwersujący jest pomysł wyburzenia kilku zabytkowych budynków z początku XX wieku.

Chociaż inwestycję poparli już wstępnie szkoccy ministrowie, sprawa nie jest przesądzona. Dwa tygodnie temu Komitet Światowego Dziedzictwa UNESCO zadecydował o wysłaniu do Edynburga swoich ekspertów. Konsekwencje mogą być poważne - nawet umieszczenie specjalnej liście dziedzictwa zagrożonego. Takie ostrzeżenie powinno wystarczyć. Dla miasta, które swoją reputację zbudowało w ogromnej mierze na dziedzictwie, skreślenie z Listy UNESCO byłoby katastrofą.

– Niepokoi fakt, że władze Edynburga nie mają strategii ekonomicznej ani planu zagospodarowania dla obszaru wpisanego na Listę UNESCO – mówi Adam Wilkinson, dyrektor Edinburgh World Heritage Trust, organizacji, która monitoruje stan zabytków. – W praktyce oznacza to, że światowe dziedzictwo pozostawione jest bez prawnej ochrony. Dla inwestorów to znakomita okazja. Niedawno pojawiła się np. propozycja budowy na Starym Mieście wysokiego na kilkanaście pięter hotelu. Trzeba mieć świadomość, że emblemat UNESCO jest „znakiem jakości”, sprawą prestiżu, a nie gwarancją ochrony dla zabytków. Dlatego przede wszystkim od władz państwa i lokalnych zależy, jak to wyróżnienie zostanie wykorzystane.

– Przyjemnie jest mieszkać w miejscu pięknym i docenianym z tego powodu przez turystów, ale dla mnie najbardziej liczy się, że w sumie jest to miasto niewielkie, przyjazne, na ludzką miarę – mówi mi znajomy edynburczyk Chris Archer, filmowiec i muzyk.

– Zabytki mają ogromny wpływ na jakość i wysoki standard życia w Edynburgu – dodaje Wilkinson. – Walory estetyczne, historyczne, zieleń, czyste i zadbane miasto – to jedno. Dochodzą do tego możliwości pozyskiwania pieniędzy na renowację, publicznych i nie tylko. Kwestia tym istotniejsza, że większość zabytków jest w prywatnych rękach.

W Edynburgu 75 proc. budynków posiada status zabytków. Najstarsze datowane są od średniowiecza. Ale o wyjątkowości tego miasta decyduje coś jeszcze: harmonia kontrastów. Podziwiam ją, wchodząc z zatłoczonej, głównej handlowej ulicy w chłodny cień słynnych Ogrodów Princes Street. Budowla, która z daleka wygląda jak strzelista wieża katedry, to neogotycki Scott Monument – pomnik Waltera Scotta.

Nad miastem góruje średniowieczny zamek, dziś jedna z głównych atrakcji turystycznych Edynburga i całej Szkocji. Liczba zwiedzających edynburską warownię przekracza rocznie 1,2 mln. Wzdłuż ulic tworzących tzw. Royal Mile (królewską milę, bo łączy zamek – dawną siedzibę władców z pałacem Holyroodhouse – obecną i jedyną szkocką rezydencją brytyjskiej królowej) rozpościera się Stare Miasto, z siecią urokliwych wąskich uliczek i charakterystycznych wysokich kamienic. Zaledwie krótki spacer mostem dzieli Stare Miasto od dzielnicy architektonicznie zupełnie odmiennej: klasycystycznego Nowego Miasta, z symetrycznym rozkładem ulic i placów, będącego prawdziwym arcydziełem szkockich urbanistów z II połowy XVIII w.

Ze względu na ten właśnie unikatowy kontrast w 1995 r. całe historyczne centrum Edynburga, zarówno Stare, jak i Nowe Miasto, zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

– Status światowego dziedzictwa nie oznacza, że miasto ma być zamknięte dla inwestycji – mówi Jane Jackson z EWH. – To całkowite nieporozumienie. Na tym obszarze mieszka ponad 23 tys. ludzi, kolejne dziesiątki tu pracują, mieszkańców przybywa i zmiany urbanistyczne są konieczne. Chodzi jednak o równowagę i rozsądek: nowe projekty nie mogą przytłaczać zabytków, którym miasto zawdzięcza unikatowy charakter, prestiż i wymierne, ekonomiczne korzyści.

Tylko w ostatnich kilku latach w Edynburgu zrealizowano szereg projektów, które bardzo dobrze wtopiły się w historyczny kontekst. Jednym z najnowszych – sprzed dwóch lat – jest Scottish Storytelling Center na Starym Mieście. Współczesna część centrum (m.in. czytelnia, scena teatralna i kawiarnia) przylega do XV-wiecznego domu szkockiego reformatora Johna Knoksa – jednego z najstarszych i najcenniejszych zabytków starówki. Tradycyjnym budownictwem, w szczególności – edynburskim zamkiem, inspirowali się architekci innej charakterystycznej, współczesnej budowli: Museum of Scotland (1991).

Czy więc trzeba burzyć stare, żeby zbudować nowe? Nie. I Edynburg jest na to najlepszym dowodem.

W sierpniu stolica Szkocji staje się również kulturalną stolicą świata. Edynburg jest gospodarzem wielu liczących się festiwali, na których reprezentowane są niemal wszystkie dziedziny sztuki. Najważniejszy i najstarszy (ponad 60 lat historii) jest Edinburgh International Festival, na którym w tym roku mocno zaznaczą swoją obecność Polacy.

Ale to Fringe, który narodził się jako offowa alternatywa dla oficjalnych prezentacji, dziś może się pochwalić największą liczbą wydarzeń (w ub. roku ponad 2 tys. spektakli) i artystów (ponad 16 tys.) Fringe trafił z tego powodu do Księgi Rekordów Guinnessa.Imprez jest tak wiele, że myśli się o konieczności „rozładowania” sierpniowego tłoku – m.in. z tego powodu przeniesiony został na czerwiec festiwal filmowy.

Jedną z największych atrakcji sierpnia pozostaje Military Tattoo – organizowany na esplanadzie przed edynburskim zamkiem. Popisy zespołów wojskowych z całego świata, w tym – oczywiście – występy gospodarzy w tradycyjnych kiltach i z dudziarzami, przyciągają tłumy widzów: co roku ponad 200 tys. widzów.

akw

W połowie lipca na ulicach Edynburga robi się tłoczno. Ale prawdziwy najazd turystów tradycyjnie spodziewany jest tu w sierpniu, gdy odbywa się większość festiwali. Szacuje się, że do stolicy Szkocji przyjeżdża wtedy więcej gości niż jest stałych mieszkańców, czyli prawie pół miliona.

Trudno znaleźć kogoś, kto by z tego powodu narzekał: turystyka była i jest źródłem znaczących dochodów dla szkockiej gospodarki. Kłopot w tym, że ekonomiczne ambicje miasta mogą zagrażać zabytkom. Potwierdził to w ostatnich tygodniach urbanistyczny skandal: po trzech latach konsultacji, dyskusji i sporów władze miasta zgodziły się na realizację kontrowersyjnego projektu zagospodarowania części Starego Miasta.

Pozostało 88% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Kultura
Koreanka Han Kang laureatką literackiego Nobla. Wiele łączy ją z Polską
Kultura
Holandia: Dzieło sztuki wylądowało w koszu. Pomylono je ze śmieciami
Sztuka
Otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie coraz bliżej
Kultura
Jubileuszowa Gala French Touch La Belle Vie! w Warszawie