Zresztą kto wie, może było odwrotnie. Ważne jest, że gruby zbożowy makaron w wołowym rosole z dodatkami to absolutny klasyk chińskiej kuchni. Zwykle kluski podaje się w wyspecjalizowanych restauracjach, które nie zajmują się innym jedzeniem.

Jednym z najważniejszych ośrodków kluskownictwa w Państwie Środka jest Lanzhou, stolica odległej prowincji Gansu. Pamiętam, jak byłem tam kiedyś podczas epidemii SARS. Po dwóch dniach wytężonej pracy poczułem się nagle tak, jakby chwytała mnie gorączka - zły znak w czasach zarazy... Znajomi natychmiast zaciągnęli mnie na "lamian", ciągnione kluski (robi się na zapleczu, ręcznie trzepiąc kawał ciasta, aż przekształci się on w długi klusek). - Jeśli kluski mu nie pomogą, znaczy, że jest chory - stwierdzili zgodnie. I mieli rację. Siły wróciły, strach minął. Nic tak nie stawia na nogi jak porządna micha chińskiego rosołu z makaronem.

Albo i makaron bez rosołu. Pekin ma swoją specjalność w tej konkurencji: "zhajiang mian", czyli chińską odpowiedź na spaghetti bolognese. Kluski zalane potężną warstwą fantastycznego sosu ze sfermentowanej fasoli. Wygląda to może niezbyt fajnie, ale smakuje fantastycznie. A poza tym zamawiając zhajiang mian możemy liczyć na uznanie w oczach starych pekińczyków...