Reklama

Gallagherowie pokazali, że są tylko epigonami

Album Oasis. Ci „drudzy beatlesi” tylko co drugą płytę nagrywają dobrą. Poprzednia była udana, najnowsza „Dig Your Soul” bardzo mocno rozczarowuje

Publikacja: 14.10.2008 01:56

Oasis Dig Your soul SonyBMG CD, 2008

Oasis Dig Your soul SonyBMG CD, 2008

Foto: Rzeczpospolita

Do Oasis należały lata 90. w muzyce brytyjskiej. Bracia Noel i Liam Gallagherowie sprawiali, że młodzi muzycy i słuchacze znowu zaczęli szukać inspiracji w The Beatles.

Jednak na zbyt dosłownych podobieństwach, by nie powiedzieć plagiatach, daleko zajść się nie da. Dlatego po pierwszych sukcesach zdarzały się także porażki, głównie w Stanach Zjednoczonych. A bez powodzenia w Ameryce trudno dziś mówić o statusie światowej gwiazdy.

Najnowszy album „Dig Your Soul” również tego Oasis nie zagwarantuje. Utwierdzi raczej w przekonaniu, że Gallagherowie są epigonami Lennona i McCartneya, którzy nie wiedzą, co zrobić z własną przyszłością.

Zasada, że tylko co druga płyta Anglików jest udana, przeniosła się bowiem także na piosenki. „Bag It Up” rozpoczyna album z biglem, przebojowo.

Trudno jednak nie zauważyć, że do zagrywek gitarowych w stylu The Beatles grupa dołożyła również brzmienie perkusji Zaka Starkeya, syna Ringo Starra, grającego podobnie jak ojciec. Świetnie bębni w „The Turning”, ale jego koledzy się nie popisali – piosenka jest znakomita, jednak już się mówi o plagiacie „Devil Woman” Cliffa Richarda. Nieładnie, tym bardziej że Oasis mieli już podobne afery i musieli płacić odszkodowania, m.in. 500 tys. dolarów grupie New Seekers za to, że w przeboju „Shakermaker” skopiowali jej piosenkę „Like to Teach”.

Reklama
Reklama

W „The Turning” zwracają uwagę podobieństwa do stylistyki The Doors, zwłaszcza w partiach instrumentów klawiszowych. W „Waiting for the Rapture” dotyczy to już także sekcji rytmicznej i śpiewu. Podobać się może „The Shock of The Lighting”, przypominające najwcześniejsze dokonania Gallagherów, a także lennonowska ballada „I’m Outta Time” z partią melotronu.

Ale w „High Horse Lady” trudno mówić o inspiracji, to po prostu echo „Give Peace a Chance” Lennona. Z kolei w „To Be Where There’s Life” pojawiają się motywy indyjskiego sitaru wywołujące wspomnienia dokonań Harrisona. I tym razem oryginał jest o niebo lepszy. Najbardziej irytuje „The Nature of Reality”, koszmarna próba połączenia brzmień The Beatles i T Rex.

W świetle tego nowych znaczeń nabiera fakt pobicia Noela Gallaghera przez fana Oasis podczas koncertu. Potępiam ten rodzaj wyrażania krytyki, ale może zdenerwowała go nowa płyta. Mnie też.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

j.cieslak@rp.pl

Do Oasis należały lata 90. w muzyce brytyjskiej. Bracia Noel i Liam Gallagherowie sprawiali, że młodzi muzycy i słuchacze znowu zaczęli szukać inspiracji w The Beatles.

Jednak na zbyt dosłownych podobieństwach, by nie powiedzieć plagiatach, daleko zajść się nie da. Dlatego po pierwszych sukcesach zdarzały się także porażki, głównie w Stanach Zjednoczonych. A bez powodzenia w Ameryce trudno dziś mówić o statusie światowej gwiazdy.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
Kultura
Artyści w misji kosmicznej śladem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Kultura
Jan Ołdakowski: Polacy byli w powstaniu razem
Kultura
Jesienne Targi Książki w Warszawie odwołane. Organizator podał powód
Kultura
Bill Viola w Toruniu: wystawa, która porusza duszę
Kultura
Lech Majewski: Mamy fantastyczny czas dla plakatu. Nie boimy się AI
Reklama
Reklama