Tu zamieszkała Ariadna

Naksos. Jest tu wszystko, co może zaoferować śródziemnomorski klimat. A zwłaszcza winnice i gaje: oliwne, figowe, cytrusowe

Publikacja: 22.08.2009 02:16

Naksos. Tawerna na plaży Plaka. Pusta w czasie sjesty, zapełnia się pod wieczór (fot: Artur Lorkowsk

Naksos. Tawerna na plaży Plaka. Pusta w czasie sjesty, zapełnia się pod wieczór (fot: Artur Lorkowski)

Foto: Rzeczpospolita

Naksos to największa wyspa w greckim archipelagu Cyklad. Centrum kultu Dionizosa i Demeter – bogów wina i urodzaju. Modły do nich musiały być wznoszone skutecznie, bo kraina od progu, czyli od portu w Chorze, zapowiada obfitość.

Pola z bakłażanami i melonami, przy drogach krzewy granatu. Wszystko bujne, soczyste. Na zboczach gór pasą się owce i kozy. Wzdłuż wybrzeża przycumowały niewielkie kutry rybackie z sieciami gęstymi od ryb.

W powietrzu unosi się zapach dzikiego tymianku i suszonych na słońcu pomidorów. To pierwsza kulinarna podnieta. Warto jednak się uzbroić w cierpliwość i nie wchodzić do pierwszego napotkanego w porcie lokalu. Najlepiej wyjechać z pełnej zgiełku Chory na południe. Najprościej wybrać się na wycieczkę wypożyczonym samochodem, motorem lub rowerem. Malownicza, piaszczysta droga wije się wśród plaż i wydm, a przy niej gęsto stoją najlepsze na wyspie tawerny. Kuszą stołami rozstawionymi w cieniu piniowych drzew, często wprost na plaży. Gdy usiądzie się najbliżej brzegu, podczas obiadu można zanurzyć stopy w morzu.

[srodtytul]Mleczne procenty [/srodtytul]

– Efcharisto, jamas! (Dziękujemy, na zdrowie!) – woła na powitanie kelner, wznosząc jednocześnie toast, jeśli tylko wybraną tawernę odwiedzi się po raz drugi czy trzeci. Szybko podaje ouzo – tradycyjną wódkę grecką. Mocną, 48-procentową, silnie anyżową. Wyostrza apetyt. Najlepsze tutejsze przystawki to te najprostsze – chleb i tłoczona na wyspie oliwa z oliwek. Grecy sowicie skrapiają nią jedzenie, zwłaszcza sałatkę choriatiki z pomidorów, oliwek, ogórków, fety i czerwonej cebuli, u nas znaną jako grecka. Pachnący chleb smakuje równie dobrze z melitzanosalatą – musem z bakłażanów, favą – kremem z grochu i oliwy, htipiti – pastą z papryki i czosnku albo taramosalatą – kremem z ikry dorsza.

Koniecznie trzeba spróbować dolmadesów – greckich minigołąbków zawijanych w liście winogron – i patsy, czyli zupy z flaczków i nóżek cielęcych. Już do przystawek podawane jest w dzbankach wino. Czerwone czy białe, tanie czy drogie zawsze polewane do małych szklanek, kieliszków nie należy oczekiwać. Wypada zamówić retsinę – popularne w Grecji wino fermentowane z dodatkiem żywicy sosnowej, lub stołowe wina lokalne – Dionysus, Naxos. Cienkusze, ale nad morzem do kolacji smakują wybornie.

[srodtytul]Krewetki XXL[/srodtytul]

Po przystawkach zza stołów szczególnie chętnie podrywają się panowie. Nic dziwnego, kelnerka, piękna Greczynka o imieniu Leandra, płynnym ruchem podąża, a goście za nią, wprost do kuchni tawerny. Tam każdy może wybrać główne danie i wielkość porcji. W podgrzewanych gablotach ułożone są rzędem brytfanny. W nich ogromne kalmary wypchane po brzegi warzywami i fetą, obok bakłażany, papryka i pomidory faszerowane mięsem i ziołami. Warto spróbować też briama – narodowego dania greckiego z dużych kawałków wszystkich dostępnych na wyspie warzyw zapiekanych w piecu z dodatkiem oliwy, ziół i fety.

Ogromne krewetki leżą na zwojach spagetti w sosie saganaki – aromatycznej mieszaninie musu pomidorowego i owczego sera. Jest też oczywiście tradycyjna mussaka – mięso wołowe w pomidorach przekładane bakłażanami i zapiekane pod beszamelem. Wszystko błyszczy, pachnie i ocieka oliwą, pozostawia na języku słono-czosnkowy smak.

[srodtytul]Czerwona królowa ryb[/srodtytul]

Kto nie chce jeść tak tłusto, ma duży wybór ryb. Tuńczyki, dorady i okonie. Na grubo siekanym lodzie piętrzą się owoce morza: kraby, krewetki, ośmiornice. Wystarczy wskazać palcem. Kelnerka waży rybę, podaje cenę. W Grecji za morskie drapieżniki trzeba słono płacić: ryby są najdroższymi daniami w menu, ich cena sięga 70 euro za kilogram. Najdroższa, ale też i w każdej tawernie polecana, jest barwena (red mullet), czerwona rybka wielkości dłoni. Podawana soute, doprawiana solą morską rzeczywiście smakuje wybornie. Ma niewiele ości i aksamitne, soczyste mięso.

Nawet gdy o deser się nie poprosi, na stole ląduje półmisek z kawałkami arbuza. Zamiast klasycznego espresso serwowana jest ellinikos kafes – kawa po grecku, która od tej po turecku różni się tym, że zmielone ziarna zagotowywane są z wodą z dodatkiem miodu. Warto pytać o słynny, produkowany tylko na Naksos, likier kitron, który od 1896 r. powstaje w górskiej miejscowości Halki, w pierwszej na wyspie gorzelni. Przy tworzeniu likieru destyluje się nalewkę na pestkach i liściach miejscowego gatunku cytryn o olbrzymich, pomarszczonych owocach. W efekcie powstaje złota, oleista ciecz o łagodnym, cierpko-słodkim smaku i niepowtarzalnym aromacie. Jeszcze w XIX w. kitron był głównym produktem eksportowym Naksos, wysyłanym m.in. do Rosji, Austrii, Francji, a nawet USA. Dziś to jeden z trzech – oprócz ouzo i metaxy – rozpoznawanych na całym świecie greckich trunków.

Według mitologii właśnie na Naksos niewdzięczny Tezeusz porzucił Ariadnę. Nie rozpaczała długo. Wyszła za gospodarza wyspy – Dionizosa. Na portretach i monetach przedstawiana jest z winem i oliwkami we włosach.

Naksos to największa wyspa w greckim archipelagu Cyklad. Centrum kultu Dionizosa i Demeter – bogów wina i urodzaju. Modły do nich musiały być wznoszone skutecznie, bo kraina od progu, czyli od portu w Chorze, zapowiada obfitość.

Pola z bakłażanami i melonami, przy drogach krzewy granatu. Wszystko bujne, soczyste. Na zboczach gór pasą się owce i kozy. Wzdłuż wybrzeża przycumowały niewielkie kutry rybackie z sieciami gęstymi od ryb.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem