Spektakle słynnych teatrów dotarły też do różnych miast Polski za sprawą Multikina Silver Screen czy Cinema City. Ta druga sieć multikin nazwała swój cykl projekcji Cinemaestro, ostatnim spektaklem było zaś „Wesele Figara” z Royal Opera House w Londynie. Dzieło Mozarta kończyło zarazem letnią edycję inicjatywy.
O takiej publiczności, jak ta, która zdecydowała się wybrać na operowy seans filmowy do Poznania, mówi się z szacunkiem — na poziomie. Do sali kinowej przyszli odświętnie ubrani, bez popcornu czy coli. Wielu z nich rezerwowało bilety przez Internet, ale taka zapobiegliwość okazała się zbyteczna. Poznańskich miłośników „Wesela Figara” naliczyłam około trzydziestu.
Ewentualnych widzów hołdujących kulturze masowej, którzy mogliby trafić na spektakl przez przypadek, z ciekawości lub braku innych pomysłów na wieczór, odstraszyła chyba cena biletu (normalny kosztuje 50 zł). W sali kinowej siedzieli więc, koneserzy muzyki poważnej, oczekując obiecanego prelegenta — „cenionego znawcy gatunku” – jak zapowiedziano.
Organizatorzy zawiedli, co stało się jasne w chwili, w której jeden z ich przedstawicieli powitał zgromadzonych serdeczną zachętą do obejrzenia „Wesela Figra” (zaniepokojeni widzowie sprawdzili bilety). Prelegent, Maciej Kucharski, udzielił ogólnikowych informacji na temat opery, odczytując z kartki szczegóły dotyczące miejsca akcji i bohaterów Zabrakło tego, o czym ekspert powinien mówić — m.in. nazwisk reżysera (David McVicar), dyrygenta (Antonio Pappano) i solistów.
A odtwórcy głównych ról zachwycali. Obok Figara (Erwin Schrott), Miah Person, której jasny głos i skandynawska uroda dodawały uroku odgrywanej postaci niewinnej Zuzanny. Szczególną uwagę zwracała także Hrabina (Dorothea Röschmann) w lirycznej arii „Dove sono”.