Wyprawę do Łodzi zawsze uważałam za obowiązek służbowy, który trzeba odbębnić, żeby z ulgą wrócić do Warszawy. Ale w czasie ostatniego Tygodnia Mody (Fashion Week Philosophy, niestety znów po angielsku) chciałam zostać tu jeszcze parę dni, by móc poznać to wspaniałe miasto. Po obejrzeniu wystaw Fotofestiwalu i pokazów siedzieliśmy przy kawie z kilkoma dziennikarzami w Fabryce Scheiblera i wytrzeszczaliśmy oczy na fabryczne przestrzenie, nowe lofty, secesyjne kamienice wśród kwitnących kasztanowców.
Nie ma w Polsce miasta o takim potencjale dla życia artystycznego jak Łódź. Tu wszystko jest w fazie tworzenia. Do zachowanej XIX-wiecznej tkanki miejskiej dołącza przestrzeń otwieranych zespołów fabrycznych. Ich niepokój, prowizorka, opuszczenie mają w sobie energię, która generuje trochę nowojorski styl życia. Kluby, piwnice, galerie pełne są młodych artystów, filmowców. W ubraniach z second handów, w trampkach przemierzają miasto na rowerach obwieszeni tekami plastyków, plecakami i aparatami. Opuszczone hale fabryczne z żeliwnymi maszynami tworzą fantastyczne scenografie. Nie dziwię się, że David Lynch zachwycił się tym miastem.
[srodtytul]Wydźwignięci[/srodtytul]
Na Fashion Week Philosophy przyjechał cały polski świat mody. Dziennikarze, projektanci, blogerzy, fachowcy z firm odzieżowych: Joanna Klimas, Anna Kuczyńska, Mikołaj Komar, Robert Serek, Paprocki i Brzozowski, Hanna Gajos. Nie pamiętam innej imprezy, która zjednoczyłaby to chimeryczne środowisko, wzajemnie się krytykujące. Gwiazdy zagraniczne reprezentował Japończyk Kenzo zaproszony na konkurs Złotej Nitki. Tylko czemu nie do jury? Kolekcję pokazała Agatha Ruiz de la Prada, projektantka z Hiszpanii, cokolwiek szalona. Organizacja była wzorowa. Po pokazach imprezowicze udawali się na modne afterparty ciągnące się do późnej nocy.
Maraton rozpoczął się od podniebnej podróży, na którą dziennikarzy zaprosili organizatorzy imprezy Dinner in the Sky. Siedząc na platformie z barem i stołem, przyczepieni pasami do foteli lotniczych zostaliśmy wyciągnięci dźwigiem na wysokość 55 metrów nad rynkiem Manufaktury. Piękny widok na miasto. Zlęknionych wysokości znieczulono drinkami. Dla dziennikarzy były drinki, „gwiazdom” serwowano kolację z kaczką i przegrzebkami.