Nie wypada mu wypominać wieku, nie zdradzimy zatem daty urodzenia Jerzego Semkowa, zwłaszcza że na estradzie wciąż prezentuje się młodo. Zachował niezwykłą energię oraz bystre spojrzenie, którym kontroluje wszystkich muzyków. Jego kariera to pasmo sukcesów i spotkań z najwyższej klasy zespołami na świecie. Począwszy od Filharmonii Leningradzkiej oraz Teatru Bolszoj w Moskwie, z którymi był związany ponad pół wieku temu, po znakomite orkiestry amerykańskie w Cleveland czy St. Louis i włoską orkiestrę RAI.
Artysta z tak ogromnym dorobkiem chętnie obecnie wraca do ulubionych przez siebie kompozytorów. W ostatnich kilkunastu latach dyrygował w Warszawie przede wszystkim symfoniami Mozarta, Beethovena, Brahmsa czy Mahlera. Na liście największych mistrzów symfonicznej formy nie mogło jednak zabraknąć Antona Brucknera.
Na tegoroczne spotkanie z warszawską publicznością Jerzy Semkow wybrał VIII symfonię tego austriackiego twórcy. „Minie tysiąc lat, nim zrozumiane będzie to wspaniałe dzieło!” – wykrzyknął współczesny Brucknerowi kompozytor Hugo Wolf, poznawszy VIII symfonię. Nie do końca miał rację. To rzeczywiście arcydzieło, ale zostało docenione znacznie szybciej, niż sądził Wolf, choć już po śmierci jego twórcy.
Anton Bruckner, który sporą część życia spędził jako skromny organista, jest spadkobiercą wielkich tradycji dwóch Panów B: Bacha i Beethovena. Był także wielkim admiratorem muzyki Wagnera. Wzorował się na nim, tworząc utwory wielowątkowe, nieunikające patosu. Niektórzy uważają, że jego symfonie są rozwlekłe i pogmatwane. Jeśli jednak interpretuje je tej klasy dyrygent co Jerzy Semkow, słuchacz dostrzeże ich misternie splecioną konstrukcję. A adagio z III symfonii to jedna z najpiękniejszych pieśni o miłości w dziejach muzyki.
Piątkowe i sobotnie wykonanie utworu Brucknera kończy sezon Filharmonii Narodowej.