Wzruszenia nie ukrył tata Magdaleny Kurowskiej ze Szczecina, która okazała się świetną pływaczką i biegaczką. – To będzie przygoda mojego życia – mówi Magda. Udział w rejsie zawdzięcza ojcu chrzestnemu. – Był uczestnikiem pierwszego takiego rejsu na początku lat 80. Namówił mnie na wystartowanie w tegorocznej edycji. Jak dobrze, że się zgodziłam!
Wcześniej przez kilka miesięcy w świetlicy Caritas pomagała w odrabianiu lekcji młodszym uczniom. Już teraz zapowiada, że po powrocie z rejsu o potrzebujących nie zapomni.
Tak jak Iwo Wojcieszak z Długiej Gośliny w Wielkopolsce, który mimo młodego wieku od kilku lat działa społecznie. Jest strażakiem ochotnikiem. Od stycznia brał udział w zbiórkach charytatywnych, był wolontariuszem akcji „Szlachetna paczka” i zaangażował się w pomoc kobiecie samotnie wychowującej niepełnosprawnego syna. – Jestem szczęśliwy, że mogłem coś dobrego dla nich zrobić – mówi. Zdaje sobie sprawę, że upragniona nagroda tak naprawdę oznacza dużo pracy. – Coś mi podpowiada, że ten rejs będzie szkołą życia.
Dariusz Wojcieszak, tata Iwa, także wiąże nadzieje z wyprawą syna. – Słyszałem, że w ten rejs wypływają chłopcy, a wracają mężczyźni. Oby tak właśnie było.
Jak będzie wyglądało życie na statku? – Rzeczywistość na pokładzie pewnie rozczaruje tych, którzy myśleli, że popłyną na wakacje swojego życia. To będzie nie tylko ciężka praca fizyczna, ale i ciężka nauka – podkreśla kapitan Baranowski.
Zajęcia na statku będą się odbywały codziennie, po pięć godzin. – To będzie dla nich prawdziwa harówka. Przez pierwsze tygodnie będą niewyspani, zmęczeni, więc mogą mieć trudności z mobilizacją do nauki – przyznaje Jolanta Modelska, nauczycielka języka polskiego i historii, dyrektor Szkoły pod Żaglami. Jest jednak przekonana, że nauka na żaglowcu nie pójdzie na marne. – Z rejsu wraca inna młodzież: dojrzalsza, bardziej odpowiedzialna i zdyscyplinowana.