100 lat temu fryzjer Antoine dał aktorce drugie życie, ścinając jej włosy na krótko. Dzięki szokującej fryzurze „chłopczycy” Eva Lavalliere mogła zagrać dziewczynę 20 lat młodszą od siebie. W kolejce do paryskiego salonu mistrza z Sieradza stanęły diwy sceny i filmu: Garbo, Dietrich, Baker, Duncan, Negri, Bardot. Antoine jako pierwszy stylista fryzur projektował uczesania, peruki, kapelusze i stroje do rewii i oper. Robił z aktorów dzieło sztuki.
– Dosłownie rzeźbił im włosy – wyjaśnia Darek Miłek, stylista fryzur. – Nakładał na nie elastyczną masę, która pozwalała formować finezyjny kształt. Aktor czekał kilka godzin, aż forma się utrwali. Dziś mistrzowie fryzjerstwa mieliby kłopot z powtórzeniem tego zabiegu. – Teraz pomysły Antoine’a wyglądałyby sztywno i koturnowo – uważa Robert Kupisz, stylista, który projektował uczesania do ważnych spektakli ostatniej dekady, m.in. „Traviaty”, „Apollonii”, „Tańczymy Bacha”. – Teatr i opera zbliżają się do współczesności. Zamiast powtarzać, trzeba wymyślać. Perukę można zrobić ze wszystkiego, a sprytem zyskać oszczędność i fenomenalny efekt – zapewnia.
[srodtytul]Jazda bez trzymanki[/srodtytul]
W „Sprawie Makropulos”, jednej z najdroższych oper w historii wystawianej w 2007 r. w paryskiej Opéra Bastille, Kupisz korzystał m.in. z drutu i papieru. Zamiast stroić głowy sędziów w XVIII-wieczne peruki, splisował usztywniane płótno i przykleił na nie włosy. Wyglądały jak ręcznie wyciskane fale. – Peruka z włosów kosztuje kilka tysięcy złotych. Efekt jest tego wart. Ale z kawałka juty można wyczarować cuda! – mówi Kupisz.
Jaga Hupało, stylizując włosy m.in. do „Madame Butterfly”, „Damy Pikowej” i musicalu „Koty”, również sięgała po zaskakujące środki: pióra, futra, świecące diody, blaszki. – Stylizacje teatralne dzielą się na dwa nurty – mówi Hupało. – Patchworkowy, łączący różne ozdoby i tworzywa, ale modna jest też naturalność, czyli korzystanie z materiałów ekologicznych i najszlachetniejszych – naturalnych włosów. Hupało hołduje prostocie. Fryzury w „Madame Butterfly” były jej autoportretem. – Posiłkowałam się własnym wizerunkiem i minimalizmem japońskim. Jedyną ozdobą były wyraziste kolory – tłumaczy stylistka. – Minimalizm najlepiej oddaje nasze czasy. Zredukowane formy nie zakłócają doznań muzycznych.