Chcecie usłyszeć delikatne dalekie dzyń-dzyń: pojedyncze, nieregularne, odległe, czasami będące tylko mglistym odbiciem dźwięku, które stopniowo, zagęszczają się i zaczynają otaczać was z wszystkich stron orkiestrując się w migotliwą kaskadę dźwięków?
Ta muzyka narasta tak, jakbyście się w zupełnym mroku z płonącą lampą zaczęli zbliżać do bizantyńskiej mozaiki. To migotanie dźwięku bierze się też i stąd, że nie ma dwóch identycznych dzwonków.
Właściciele zwierząt wybierają dzwoneczki bardzo starannie, ich dźwięk nie tylko wskazuje, gdzie znajduje się ich dobytek, ale służy również do identyfikacji. Dzwonki są najrozmaitsze, od zupełnie malutkich (te widywałem najczęściej u kóz), przez różne małe i średnie u owiec, aż po całkiem duże u krów.
[wyimek][b][link=http://sparfianowicz.wordpress.com/z-dawnych-podrozy/rok-2004/dwie-strony-huculszczyny/]Galeria na stronie autora[/link][/b][/wyimek]
Jeżeli chcecie posłuchać takiego koncertu – tak jak mi się to kiedyś zdarzyło na stokach Szesy, na zachodnim krańcu Czarnohory – to musicie się wybrać na jedną z połonin wschodnich Karpat, i znaleźć się przy płaju, którym stada wracają wieczorem na staję, albo wstać dość wcześnie by posłuchać stada wychodzącego w góry.