W XXI wieku można znaleźć mnóstwo miejsc, gdzie warto szukać pomysłów na ciekawe ubrania. Mamy czasopisma, programy telewizyjne, strony internetowe, blogi, a podczas wakacji oglądamy, co nosi się na innych kontynentach. Jednak do niedawna trudno było znaleźć lepsze okno na świat niż kino. Patrząc na trendy z różnych okresów minionego stulecia, które stale powracają, wytrawny kinoman dostrzeże wiele nawiązań do strojów znanych z kultowych filmów. Gwiazdy ekranu przez lata stanowiły bowiem najważniejszą inspirację dla ubrań, które widywało się potem na ulicach światowych metropolii, balach i potańcówkach.
Zaczęło się już w czasach kina niemego. Pola Negri, polska aktorka, która podbiła Hollywood, kupowała hurtowo białe satynowe buciki i własnoręcznie farbowała je na kolory pasujące do sukien. Ta metoda na zaopatrzenie garderoby w oryginalne dodatki rozpowszechniła się dzięki plotkom w aktorskim światku. Tysiące fanek Poli Negri szybko poszły w ślady swej idolki.
Niekiedy moda przyjmowała się tak dobrze, że przybierała dość kuriozalną postać. Kiedy Elizabeth Taylor w 1951 r. pokazała się w filmie „Miejsce pod słońcem” („A place in the sun”) w bajkowej białej sukni bez ramiączek, amerykańskie dziewczęta masowo zaczęły kopiować ten wzór na swe studniówkowe bale. Trend przyjął się jednak nie tylko wśród nastolatek. Edith Head, która stworzyła ten pamiętny strój, przyznała, że na jednym przyjęciu naliczyła aż 30 kobiet, które miały na sobie takie same białe kreacje. W przypadku sukni z obszernym dołem i górą obszytą tkaninowymi stokrotkami nie dało się nie zauważyć filmowej inspiracji. Trudno było też jakoś ukryć faux pas na przyjęciu. Podobnie było z bogato zdobioną falbanami suknią Joan Crawford z filmu „Letty Lynton”. Na ekranach obraz pojawił się w 1932 r. i w tym też roku aktorka została okrzyknięta najczęściej naśladowaną kobietą. Nie można się jednak dziwić takiej skali podążania za trendem. Już w tamtych czasach sieci handlowe starały się tworzyć nowe kreacje, wzorując się na tym, co kochają widzowie. Ponieważ większość kobiet umiała szyć, w magazynach o modzie zamieszczano wykroje najpopularniejszych kinowych sukien. Wzorem najczęściej powielanym była toaleta Vivien Leigh ze sceny pikniku w „Przeminęło z wiatrem”.
Co ciekawe, również ekranowy partner aktorki wywarł nieoczekiwanie ogromny wpływ na modę. Zazwyczaj bowiem chcemy nosić to, co gwiazdy. Tymczasem w przypadku Clarka Gable’a okazało się, że mężczyźni chcą tak samo jak on… czegoś nie nosić. W czasach, gdy podkoszulek był obowiązkowym elementem ubrania, gwiazdor wystąpił w filmie „Ich noce” („It happened one night”), gdzie przyszło mu zdjąć koszulę. Po tym, jak widzom, zamiast standardowej bielizny, ukazał się nagi tors aktora, sprzedaż podkoszulków w USA spadła o 75%.
W kolejnych dekadach panowie inspirowali się już jednak głównie tym, co gwiazdorzy filmu zakładali na siebie. Lata 50. przyniosły dwa nowe wzorce męskiego stylu. Najpierw pojawił się „Dziki” („The wild one”) z Marlonem Brando, a niedługo potem „Buntownik bez powodu” („Rebel without a cause”) z Jamesem Deanem. I od tej chwili każdy młodzieniec pragnął wyglądać jak oni. Na ten niepokorny styl składały się dżinsy, dotychczas kojarzone raczej z robotnikami, biały T-shirt, który nie był już częścią bielizny, oraz skórzana kurtka. Kobiety szalały za tymi buntownikami, więc trudno się dziwić, że mężczyźni na potęgę naśladowali styl idoli. Dziś tych dwóch aktorów uważa się za najbardziej zasłużonych dla popularyzacji dżinsowych spodni. Te, w których Dean wystąpił w swym ostatnim filmie „Olbrzym” („Giant”), sprzedano kilka lat temu na aukcji za 35 800 dolarów.