Są na bazarach, przy ulicach, dworcach, pod centrami handlowymi. Sprzedają owoce i warzywa z ciężarówek, tanie ubrania, drobny sprzęt, kosmetyki. Jest tanio i szybko. W prawdzie towar nie zawsze jest dobrej jakości, ale na targ nie przychodzi się po ciuchy od Gucciego. Straż miejska walczy jak może z handlem obnośnym, szczególnie w dużych miastach. Niektórzy cieszą się - mają dosyć pstrokatych stoisk na każdym kroku, poza tym sprzedający nie płacą zazwyczaj żadnych podatków, więc jest to nie uczciwe w stosunku do innych, którzy na bazarach wynajmują budki czy pawilony. Inni żałują handlarzy, przecież to pewnie biedni ludzie, co komu szkodzi staruszka z czosnkiem na rogu, no i nie wiadomo gdzie indziej można by kupić tanie chińskie klapki na lato.
Ewę z córką Justyną można spotkać na bazarze na warszawskim Służewcu. Pojawiają się tam około siódmej rano z małym stoliczkiem, dwoma krzesełkami i wózkiem z kartonami. Rozkładają towar w parę minut i czekają na klientów. Sprzedają kolorowe balerinki w kwiatki po 10 złotych, buty na koturnie w kratkę po 15 i klapki za 7 zł. Ceny zachęcające. Klapki idealne na basen, lekkie balerinki pasują zarówno młodym dziewczynom jak i starszym paniom, krateczka w sam raz do spodni i spódnicy, jak tu nie kupić sobie trzech par butów na całe lato za nieco ponad 30 zł!
Choroba na bazarku
Justyna ma 19 lat, w tym roku zdała maturę i od października szykuje się na studia. Dostała się na polonistykę, o czym marzyła od zawsze. Mieszka razem z mamą na Mokotowie. Ojciec Justyny jest alkoholikiem, wyrzuciły go z domu kilka lat temu. Przepijał wszystkie pieniądze, robił awantury i był agresywny, więc Ewa powiedziała w końcu dość. Spokój w ich życiu nie trwał jednak długo. Trzy lata temu Ewa dowiedziała się, że ma raka jajnika. Musiała zrezygnować z pracy, przeszła operację wycięcia guza i podjęła chemioterapię. Leczenie powiodło się. Rok temu wykryto jednak przerzuty, była kolejna chemioterapia.
Teraz jest już dobrze, chociaż cały czas walczy z chorobą. Leczenie pomogło, ale też w pewnym stopniu wyniszczyło organizm. Wiadomo, że chemia zabija zarówno chore jak i zdrowe komórki. Ewa nie jest już w takiej kondycji jak kiedyś. Mama i córka utrzymywały się z renty i alimentów. Ewa podjęła decyzję o powrocie do pracy, niestety poszukiwania nie powodziły się. Pojawił się problem - jednego dnia Ewa czuje się bardzo dobrze, jest całkowicie sprawna, jednak następnego dnia może się zdarzyć, że jest słaba i musi leżeć w łóżku. Jest osobą niepełnosprawną. Pracodawcy nie chcą jej zatrudnić. Nikt nie potrzebuje pracownika, który chodzi do pracy w kratkę, a bardzo trudno utrzymać się w Warszawie za rentę i alimenty. Dlatego postanowiły wziąć się za handel.
Mąż pijak i nowe życie
W latach 90. rodzina miała na własność budkę na bazarze.